Coraz trudniej znaleźć cel rowerowej wycieczki do miejsc, do których jak dotąd nie dotarliśmy, a warte są takich odwiedzin. Wewnętrzna potrzeba odkrywania nowego, często bierze górę nad starą prawdą, która mówi, że otaczający człowieka świat nigdy nie jest taki sam. Zmieniają się pory roku, słoneczne promienie niemal każdego dnia inaczej rozświetlają przestrzeń, a kształty przedmiotów wydają się być zmienne. Gdy dodać do tego barwy, zapachy i niepowtarzalny dla każdej chwili jej ulotny klimat, „stara prawda” musi stać się obiektywnym stwierdzeniem. Pierwszy w tym roku jesienny, rowerowy rajd spełnił wszystkie te oczekiwania i pozwolił dodatkowo czerpać radość ze spotkania z przyjaciółmi.
Wyjazd w okolice Tarnowskich Gór – do miejscowości Brynek, oprócz rowerowej trasy, która w sumie liczyła 74 pokonane na siodełku kilometry, został ubogacony o doświadczenie podróżowania pociągiem. PKP jak zwykle zaskakuje. Tym razem dwojako. Pozytywnie – oferując kolejny miesiąc bilety na rower za jedną złotówkę i ulgowe – grupowe, ale równocześnie i negatywne, zamykając kasy biletowe na stacji w Herbach Nowych oraz zmuszając w Kaletach wnosić rowery po stromych schodach na przejście ponad torami. Krótka podróż i zróżnicowane wrażenia, choć 6,50 zł za przejazd wynagradza drobne niewygody. Dalej już same przyjemności. Wczesna jesień, nieśmiało malująca przyrodę w żółte i czerwone barwy, towarzyszyła leśnej drodze do Boruszowic. To niewielka miejscowość, której ozdobą są dziewiętnastowieczne domy dla robotników, wzniesione z tzw. „pruskiego muru”, charakterystycznego dla architektury Alzacji lub Nadrenii. Ten obraz przypomina, że jesteśmy na obszarze dawnego ( o czym można się przekonać patrząc na ślad szlaku na mapie z 1905 roku), niemieckiego Śląska i spoglądamy na materialną spuściznę ówczesnych stosunków społecznych, kształtujących byt tzw. klasy robotniczej. Slogany, jeszcze do tak niedawna uchodzące za jedyną prawdę, weryfikuje widok ciekawych i funkcjonalnych budowli. Aż chce się prowokująco zapytać, czy aby dziś nie mamy bardziej prymitywnego kapitalizmu niż ten, którego pamiątki zdobią tę małą osadę. Ale to nie wszystko. U zbiegu głównych ulic, od prawie 150 lat stoi obszerna kapliczka, kryjąca w swym wnętrzu rzeźbę św. Jana Nepomucena. Kapliczek poświęconych temu świętemu jest na naszym terenie kilka. Dowodzi to twierdzeniu, że pozostajemy we wpływach kulturowych tradycji śląskiej i czeskiej. Kolejną napotkamy w Boronowie. Dzięki temu, że towarzyszy nam Bogdan, który jest fanem tych sakralnych i historycznych perełek, poznajemy burzliwy życiorys świętego. Żył w czternastym wieku. Był kapłanem i pochodził z nieodległego od czeskiej Pragi Nepomuka. Zdobywszy wykształcenie trafił na dwór króla Wacława IV, gdzie został spowiednikiem jego żony, królowej Zofii. Strzegąc tajemnicy spowiedzi, tudzież królewskiej alkowy, popadł w niełaskę króla, który poddał go torturom i okaleczonego stracił z mostu Karola do Wełtawy. Św. Jan kanonizowany w XVII wieku stał się patronem ziem czeskich, a tym samym Śląska, trafiając w ten sposób na naszą ziemię. Oglądamy w kapliczce atrybuty ikonograficzne świętego, a Boguś zaprasza na kolejną wycieczkę, rowerowym szlakiem „Nepomuków”, wyznaczonym wzdłuż biegu Liswarty, którego jest autorem. Na pewno skorzystamy z tego zaproszenia. Tymczasem dojeżdżamy do bryneckiego kompleksu pałacowo-parkowego. Najpierw zabudowania gospodarcze z malowniczą wieżą zegarową, a po chwili ogromna bryła pałacu otoczonego przestronnym parkiem. Budowla, choć nie liczy wielu stuleci, cieszy oczy harmonią i arystokratycznym rozmachem. Jej pierwszy budowniczy (1829 r) Adolf zu Hohenlohe Ingelfingen oraz ostatni inwestor (1904 r) i właściciel – Henckel von Donnensmarck zadbali, by rodowe dobra świadczyły o potędze i prestiżu ich właścicieli. Dzięki takim ambicjom możemy dziś spędzić kilka chwil w ciekawym miejscu, odwiedzić pałacową kaplicę, która dzięki sprzątaniu jest akurat dostępna i pospacerować w jesiennych klimatach parkowymi alejkami. Pałac pełni obecnie funkcje administracyjne dla miejscowego Zespołu Szkół Leśnych i Ekologicznych. Tuż za nim, uroczy zakątek. Niewielki ogród botaniczny z romantyczna altaną i mostkiem przerzuconym nad malowniczym stawem. Chciałoby się dłużej pozostać w tym uroczym zakątku, ale październikowy krótki dzień wzywa do powrotu. Droga do Blachowni prowadzi przez Tworóg, Brusiek, Koszecin, Boronów, Olszynę, Aleksandrię. Od Bruśka jest nam znana, choćby z wycieczki sprzed dwóch lat, szlakiem drewnianych kościółków. Te budowle urzekają swoim architektonicznym pięknem i duchowym majestatem. Gdy szczęście dopisze i można uchylić stare drzwi, by na chwilę pogrążyć się w modlitwie i zadumie nad wiekami historii tych świątyń. Tym razem wszystkie trzy kościoły : w Bruśku, Koszęcinie i Boronowie były dostępne. Więc, mieliśmy szczęście, które nie opuściło nas podobnie jak dobra pogoda aż do samego domu.