Spacer po zimowym lesie – sobota 14 lutego 2009 r.

Gdy w skwarne lipcowe popołudnie zapragniemy ochłody, będzie można wtedy sięgnąć do zdjęć i wspomnień z zimowych spacerów sprzed pół roku. Między nimi znajdziemy i ten, który w środku lutego, w sam dzień św. Walentego, udało się zorganizować. Warto było poczekać tydzień, bo przez kilka poprzedzających dni zima na dobre u nas zagościła. Spełniło się marzenie dreptania w śnieżnym puchu, pośród bajkowo ustrojonych bielą drzew. Zima tworzy niepowtarzalne klimaty a las skryty w jej szacie jest cudowny. Majestatyczne świerki, te wyniosłe i te jakby dziecinnie małe, przykucnięte pod śnieżną pierzyną choinki. Gałęzie sosen dźwigające biały puch, a pod stopami nieznane, skryte pod grubą warstwą niedostępnej bieli. Gdzieniegdzie ślady przecinające leśne ścieżki. To zwierzęce tropy. Znak, że las żyje, a my – ludzie, jesteśmy tutaj tylko gośćmi. Niestety nie wszyscy to rozumieją. Zainteresowanie stadkiem dzików przemykających tuż przed nami, zmieniło się po chwili w ponurą rzeczywistość wyrosłą z prostackiej mentalności. Nieopodal zwierzęcej ścieżki leżały zastawione wnyki. Cóż, nie wszyscy są ludźmi, choć z pozoru wyglądają podobnie. Jeszcze kilometr, może dwa i stanęliśmy na otwartej przestrzeni, smagani wiatrem i wciąż przypominającym o sobie śniegiem. Brnąc drogą pośród zasp, powoli zbliżaliśmy się do zabudowań. Klasyczny obraz polskiej zimy. Jakże zapomniany przez pogodowe anomalie ostatnich lat. Jeszcze chwila na skraju wsi i znów w stronę lasu. Na jego obrzeżach tonące w przedwieczornym mroku Biżeńskie Łąki. To tutaj, może już za miesiąc, będzie można usłyszeć krzykliwe nawoływania żurawi. Dzisiaj na tej rozległej przestrzeni, okrytych bielą mokradeł i nieużytków, hula wiatr, smagający twarze kryształkami śniegu. A w pamięci wciąż tkwi obraz tych pięknych ptaków szybujących na tle czerwonej tarczy zachodzącego słońca. Dziś słońce już dawno dobiegło kresu dnia i las skrył się mroku nocy. Stał się inny. Bardziej tajemniczy, ale równie piękny i może dla niektórych jeszcze ciekawszy. Doprowadzi nas niemal do centrum Blachowni, gdzie się okaże, że przeszliśmy niemal 17 kilometrów. Będzie więc co wspominać w gorące, letnie wieczory. A gdyby i tego było mało, może podrepczemy raz jeszcze, a zima powita nas mroźnym słonecznym dniem, skrzypiącym pod stopami śniegiem i leśną głuszą, zdobioną majestatem Bożego Świata.

spacer_min

Share Button
Ten wpis został opublikowany w kategorii KKTA z euronet.net.pl, Starsze wpisy. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz