Wycieczka w Pieniny – 12 lipca 2008 r.

Żółty szlak turystyczny opada stromą ścieżką w kierunku Krościenka. Na skraju lasu turystę wita banalny w swojej prostocie metalowy krzyż z niedbale przypiętą tabliczką. Na niej, jakże głęboka, refleksyjna sentencja: ”nim pójdziesz dalej, tu podziękuj Bogu, że masz oczy”. Dziś to mądra maksyma żegnała nas po górskiej wędrówce, która obfitowała w niezapomniane obrazy pienińskich pejzaży.

pien_min


Wysokie góry kuszą i stawiają wyzwanie zmierzenia się z własnymi słabościami i przeciwnościami przyrody. Żądają fizycznej tężyzny, umiejętności, odpowiedzialności. W zamian dają niezapomniane piękno odległych przestrzeni i satysfakcję bycia tam, gdzie skalne grzbiety rozrywają zawieszone w przestworzach obłoki. Pociągają swoim widokiem, zapraszając w czeluście żlebów, na skalne półki i odkryte granie. Idąc Pienińska Sokolą Percią, co chwila można dostrzec na horyzoncie piętrzące się skaliste szczyty. To odległe Tatry. Pieniny są ich mniejszym bratem, może geologicznie starszym, ale równie pięknym. Wspaniałość górskiego pejzażu nie musi zawsze być ujęta w ramy skalnych turni. Ten pieniński, zdobiony mieniącą się w słońcu wstęgą Dunajca, jest równie uroczy i przepastny. Wapienne ściany Sokolicy czy Trzech Koron wznoszą się niemal pionowo kilkaset metrów od jego nurtu rwącej rzeki. W dobrą, słoneczną pogodę, a taka towarzyszyła naszej klubowej wyprawie, rozpościerające się widoki ze szczytów były przepyszne. Nie na darmo ścieżka prowadząca od Sokolicy do Trzech Koron przez Czertezik, przełęcz Szopkę i Zamkowe Wzgórze ma w swej nazwie tatrzański rodowód. Kilka godzin marszu, raz w dół, raz w górę, dodaje smaku i stanowi znaczący wysiłek dla piechura. Nic jednak za darmo. Radość obcowania z pięknem Dzieła Stworzenia, musi mieć swą cenę. Nawet tam, gdzie odkryte przestrzenie przesłania ściana lasu, potężne pnie świerków i jodeł przykuwają uwagę swym majestatem. Skaliste stopnie perci to kolejna rozmaitość wycieczki. Przecież nie jedyna, bo już na początku flisacka przeprawa spod szczawnickiej Orlicy przez spienione koryto Dunajca to niemała atrakcja. Niezapomniane są jednak widoki. Te z Sokolicy, gdzie na pierwszym planie dominuje reliktowa kilkusetletnia sosna wczepiona korzeniami w skałę, która w niemal cudowny sposób zwisa konarami nad urwiskiem i te z Trzech Koron, u których stóp przecięte wstęgą Dunajca, mnożą się kolorowe prostokąty pól. Dalej Słowacja z Czerwonym Klasztorem i kolejne góry i pagóry aż po horyzont, gdzie na jego południowym krańcu bieleją śnieżne połacie tatrzańskich żlebów. Urocza kraina. Przyjazna człowiekowi. Nic dziwnego, że już przed wiekami dała schronienie błogosławionej Kindze, fundatorce starosądeckiego klasztoru Klarysek, przed hordą dzikich tatarskich plemion. Pieniński wędrowiec staje u wrót ruin strażnicy, która trzykrotnie stała się miejscem ratunku dla żony księcia Bolesława Wstydliwego. Jakież to musiały być okrutne czasy. Nawet dziś, gdy przemoc w zachodniej cywilizacji już nikogo nie dziwi, tamto okrucieństwo zastanawia. A podania i legendy są pełne historycznych wątków. Czyta się je jak bajkę, choć chciałoby się wierzyć w cuda błogosławionej, która chroniąc swe zakonne siostry rzuca przed tatarski czambuł grzebień. A tu, gdzie upadł, las gęsty z jodłami sięgającymi nieba wyrasta. Gdy żądni klasztornych skarbów pokonają z mozołem te przeszkodę i już są u wrót zamku, dzielna księżna rzuca ze skały sznur swego habitu. I oto, w tym miejscu spienione wody z rykiem wypełniają wąwóz, nie dając żadnej nadziei napastnikom. Klaryski są wolne a u wrót ich schronienia do dziś dnia wartkim nurtem toczy swe wody Dunajec.
Piękna legenda tak jak piękne to miejsce, w którym się narodziła. I jakże nie wierzyć tej skromnej białej tabliczce, i nie dziękować Panu Bogu za dar spoglądania na wspaniały Boży Świat.

Share Button
Ten wpis został opublikowany w kategorii KKTA z euronet.net.pl, Starsze wpisy. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz