Góry kryją swoje piękno w zmienności pór roku i kaprysach pogody. Gdy błękit nieba ścielący się między zielonymi zboczami przykryje piętrząca się szarość burych obłoków, to sygnał, że nadchodzi ulewa. Żeby tylko deszcz. Skwar i parne powietrze zazwyczaj zmaga się z błyskawicami i gradobiciem. Co ma wtedy począć turysta przemierzający górski szlak, gdy do najbliższego schroniska jeszcze szmat drogi?. Radować się, zachowując rozsądek i cieszyć serce kontaktem z przyrodą, która w takich momentach mocno się ożywia. A gdy grzmoty ucichną, a ulewa zamieni się w mżawkę, zwały chmur stoczą się w doliny, stwarzając niezapomniane widoki. Zbocza górskie będą wyrastać z mórz mgieł i ciągnąć się szaro-zielonymi wyspami aż po horyzont. A wędrowiec, już prawie nie pamiętający o pełnych wody butach, zatopionej komórce i ciążącym do ziemi plecaku, przystanie w zadumie, by filozoficznie szepnąć – warto było zmoknąć.
Mimo wszystko warto, bo takie są uroki prawdziwego wędrowania. Byliśmy o tym przekonani, rezygnując z powrotu i decydując się na przejście czterogodzinnego szlaku do kolejnego schroniska, choć niebo wciąż płakało. Do schroniska pod Wielką Raczą, ponad godzinę pełzaliśmy w ulewie, pocieszając się, że gwałtowna majowa burza szybko minie. Nie do końca to się sprawdziło. Początek wędrówki w Rycerce Górnej, wbrew internetowym prognozom, napawał optymizmem. Synoptycy pomylili się tylko o dwie godziny, ale gdyby nawet „trafili w dziesiątkę”, pewnie i tak wiara, w szybką poprawę i radość z chodzenia po górach byłyby silniejsze. Beskidy o tej porze roku są urocze. Na każdym kroku widać siłę przyrody. Jej determinacja do trwania i obdarowywania ludzi pięknem kwiatów, owoców, kolorem soczystej zieleni buduje więź, którą nawet chwilowe kaprysy aury nie są w stanie zerwać. W takich nastrojach mimo deszczyku i szarego nieba opuszczamy niezbyt przytulne schronisko na Wielkiej Raczy i wyruszamy w dalsza drogę. Przed nami błoto, tysiące kałuż i oczywiście Beskid Żywiecki, który chwila za chwilą pięknieje, starając się wynagrodzić trudy. W końcu pojawiają się bajkowe morza mgieł rozpostarte u stóp. Otulające doliny i skrywające ciemne czeluści lasów. Taka sceneria towarzyszy nam na omalże całym odcinku drogi przebiegającej granicznym szlakiem i okrążającej tzw. Worek Raczański. Niemal wszystkie ścieżki w tym rejonie zawiodą wędrowca do stylowego, uroczego schroniska na Przegibku. Warto tam chwilę posiedzieć. Choć widoki z werandy nie należą do najbardziej interesujących, atmosfera wnętrza i otoczenia wynagrodzi te ujmę. Niedaleko, ścieżką pośród zabudowań dotrzemy do drewnianej kaplicy, której wnętrze stoi otworem dla turystów a wystrój i architektura napawa chęcią modlitewnej kontemplacji. Piękny dzień. Mimo tych paru przeciwności, pożegnał się z nami obudzonym przed zachodem słońcem a beskidzki las pozwolił dostrzec w swym podszyciu przepięknie połyskujące złotem żółtych plam salamandry. Gdyby nie ten deszcz i burza jak wiele byśmy mogli stracić ?