KKTA zdobywa alpejskie szczyty

„tylu sił trzeba by walczyć o swoje sny…”
…chodząc po górach mamy już wszystko wspólne cel i drogę, wysiłek i zmęczenie, poświęcenie i odpowiedzialność, a nawet życie i śmierć… Można by powiedzieć o nas jak o pierwszych chrześcijanach, że wszystko mieli wspólne”, bo „jeden duch i jedno serce ożywiały wszystkich…”

al_min

…każdy z nas z niecierpliwością czekał na wyjazd w Alpy… ja również… zastanawialiśmy się jak to będzie? Czy damy radę?… Pół nocy i cały dzień podróży samochodem przez obce a zarazem jakże urzekające miasta, wsie i wioski… Mnie najbardziej urzekła Szwajcaria… olbrzymie góry przez które przejeżdżaliśmy długimi tunelami, niezwykłe mosty i niesamowite wodospady, wszystko to razem zapierało dech w piersiach… no i Włochy… u podnóża Alp małe wioski, domy z czerwonymi dachówkami lub te wbudowane w skały robiły naprawdę duże wrażenie, oraz winnice, które u podnóża gór roztaczały się niczym długi zielony szal… Dojechaliśmy na miejsce…zarzucili ciężkie plecaki i wyruszyliśmy w nieznane… Góry były ukryte we mgle więc widać było tylko najbliższe szczyty… tajemnicze i skryte, jakby czekały na nas…droga była długa i ciężka, wokół śnieg i mgła, którą spowite było wszystko… I my…krok za krokiem coraz wyżej i wyżej…w połowie drogi dopadła mnie choroba wysokościowa, objawiająca się nudnościami i wymiotami…wtedy przyszło pierwsze zwątpienie i myśli czy dam radę? Skoro już teraz mój organizm tak reaguje na wysokość…Wiedziałam jednak, że przebyłam tyle kilometrów więc teraz w połowie drogi nie mogłam zrezygnować… jak tu jednak walczyć z własnym organizmem?… w miej głowie pojawiało się tysiące myśli… w ciszy serca oddałam to wszystko Temu z Góry wierząc, że On doda sił… W końcu po wielu zmaganiach doszliśmy do miejsca, w którym nocowaliśmy…Kolejny dzień – kierunek baza na 3500 m npm… a potem już na wyznaczony szczyt – Piramide Vincent 4215 m npm. Droga jednak nie okazała się najlepsza…dużo śniegu, zasypane liny, mgła…po długiej, a w niektórych momentach mozolnej i niebezpiecznej wędrówce weszliśmy na jeden ze szczytów – Stolemberg 3202 mnpm…widoczność oczywiście była zerowa…choć na chwile wyszło słonce i wtedy góry odsłoniły przed nami swoje oblicze…każdy z nas ze zdumieniem i zachwytem uchwycił majestatyczne szczyty…aparat jednak nie zdążył… tam na szczycie okazało się, że nie ma lin po których mieliśmy schodzić…ze szczytu widać było już nasz cel… około godziny drogi… ryzyko było jednak zbyt wielkie…a pogoda nie sprzyjała…cóż wiec pozostało wrócić…choć w sercu pozostał ten „głód”…każdy jednak wiedział że to była słuszna decyzja… schodzenie okazało się trudniejsze niż wchodzenie…powiązani jedną lina z czekanami w rękach…schodziliśmy…ostrożnie asekurując jeden drugiego… aż w końcu nasza pierwsza baza…zmęczeni bardzo… chcieliśmy tylko coś zjeść i położyć się spać… w kolejnym dniu schodziliśmy już całkiem w dół do miejsca, z którego wyruszyliśmy…droga w dół również nie okazał się łatwa…śnieg, który prószył całą noc oraz mgła sprawiały, że widzieliśmy tylko na kilka metrów, i ten miękki śnieg, w który ktoś ciągle wpadał krzycząc do współtowarzysz komendę „stop”. Kroczyliśmy jeden za drugim…ostrożnie stawiając każdy krok. Udało się jednak szczęśliwie zejść, by z dołu znów spojrzeć gdzieś tam w górę z zadumą i jakimś niedosytem. Każde góry są nieprzewidywalne, a tym bardziej Alpy. Każdy uczestnik wyprawy wiedział o tym, że do nich należy czuć respekt.

Góry to odpowiedzialność ja za ty i ty za ja, to poświęcenie, to pokonywanie własnych słabości, to uczenie się pokory wobec natury, która w każdej chwili może zmienić swe oblicze. Góry odzierają nas z masek, pokazują nam jacy jesteśmy wobec siebie i wobec innych, pokazują nam prawdę o nas samych…odsłaniają nasze słabości nie tylko te fizyczne…wobec gór każdy z nas jest słaby i to w górach uczymy się jak sobie radzić z tymi słabościami…przez to Ci z którymi wędrujemy poznają nas takimi jakimi jesteśmy… związani jedną liną odpowiadamy jeden za drugiego, nie ważne czy się dobrze znamy czy nie, czy bardzie się lubimy czy mniej… wtedy nie ma to znaczenia…wtedy tworzymy jedno…trzymamy linę a na tej linie w naszych rękach trzymamy ludzkie życie…każda nieuwaga może kosztować zbyt wiele…to właśnie tam wysoko w górach rzeczy które na co dzień stają się błahe nabierają zupełnie innego znaczenia…jak na przykład woda która jest tam „wysoko” nawet na wagę złota…w górach wszystko staje się konkretne…jest „tak” albo „nie” nie ma „pomiędzy”…”pomiędzy” może kosztować ludzkie życie…

….nie zdobyliśmy wyznaczonego szczytu…ale zdobiliśmy coś więcej…doświadczenie gór…

 

Paulina

Share Button
Ten wpis został opublikowany w kategorii KKTA z euronet.net.pl, Starsze wpisy. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz