Msza Wędrującego i coś jeszcze. Poezja Edwarda Stachury i…

Otwierasz oczy chłodem poranka. Zamykasz zmęczeniem nocy. Dzień cały, niby obraz duszy skrywasz w ramy nadziei. Ciągle gdzieś biegniesz. Dokąd? Czego szukasz? Poeta odpowie: prawdy jedynej i sensu tej drogi. Zrozumienia krzywd i miłości, co obok przechodzi. Głodny sprawiedliwości jesteś. Piękno świata na wyciągnięcie ręki dotykalne, chciałbyś posiąść i mieć na własność. A poeta powie:

„Cokolwiek posiadasz

Cokolwiek posiadać będziesz

Wszystko utracisz

O czym przekonasz się wcześniej, czy później

Raptem, lub z wolna

Ale niekoniecznie boleśnie

Bo utracić możesz wszystko całkowicie bezboleśnie…”

st

„Życie to coś, co jest – i już go nie ma

Jak każda godzina spadająca z nieba

Jak motyl, który zawiśnie pod słońcem i zaśnie.

Jak słońce, które w dzień świeci a w dzień gaśnie.

Życie, to chwila, co mija boleśnie…” (M. Klekot)

Jesienny mrok zachęca do refleksji. Do spojrzenia wstecz i przed siebie. Choćby z parkowej ławeczki, zasypanej szeleszczącymi liśćmi, tonącej w bladym świetle ulicznej latarni. Są prawdy i treści zawsze aktualne. Są pytania, na które jak się wydaje, ciągle brakuje odpowiedzi. Jest poezja, którą każdy może odczytać rytmem serca. Obudzić głos sumienia i rzec „ moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina”. Skruszonym stanąć jak do nabożeństwa – specyficznej liturgii słów i za słowem zatopić się skupieniem jak we mszy, „Mszy Wędrującego”.

Ławeczka tchnie jesienną zadumą i ewangeliczną narracją. A obok niej poezja, co chwila kołysana rytmem muzyki. Nie trzeba błądzić po zamglonych, dżdżystych alejkach, by przysiąść się. Posłuchać i dać się ponieść filozofii szczęścia. Takiej włóczędze po ścieżkach życia. Zamyślić się,

„…Że się żyje, gdy umarło tylu, tylu, tylu…”

a potem ważąc rachunek dni i nocy odnaleźć odpowiedź :

„Jak lizać rany celnie zadane

Jak lepić serce w proch potrzaskane…

Jak biec do końca, potem odpoczniesz, potem odpoczniesz

Cudne manowce, cudne manowce, cudne manowce.”

Wystarczyło zasłuchać się w słowa płynące sponad parkowej ławeczki – tej ze sceny Miejskiego Domu Kultury, by zanurzyć się w świat wartości uniwersalnych, modelujących ludzkie zachowania wobec wyzwań cywilizacji i zagubionego w niej człowieka. Będąc tam i uczestnicząc w wieczorze poezji Edwarda Stachury stanęliśmy obok ścieżki zasypanej jesiennymi liśćmi, skąd młodzi wykonawcy słowami poety rozważali o odwiecznych prawdach. Być czy mieć, trwać czy kochać…,

„…bo dowiedz się, że prawdziwego nieszczęścia nie ma

prawdziwe jest szczęście

a szczęścia nie potrzeba posiadać

albowiem szczęściem się jest…”

Liryka wykreowana wrażliwością poety i płynące dźwięki znane z muzycznych przedsięwzięć jego przyjaciół tworzących Stare Dobre Małżeństwo, zbudowały niepowtarzalny klimat. Pełen melancholii i rozmyślań nad umykającym z każdym dniem życiem. Przecież jesteśmy w drodze, ciągle się spiesząc i jakże często przekornie stanowiąc:

„..Jest już za późno!

Nie jest za późno!”

By za chwilę wierzyć:

„…Jeszcze zdążymy w dżungli ludzkości siebie odnaleźć,

Tęskność zawrotna przybliża nas”

Wędrówka przez życie, jak msza, jak modlitwa. Jak prośba duszy zdeptanej okrucieństwem żądzy człowieka i jego bezkresnych namiętności. Brzmi wierszem równie aktualnie jak przed prawie czterdziestu laty, gdy dyktowało ją serce

Ty który śmieszne kawki

nauczyłeś latać

Ty który jesteś z tego

i nie z tego świata

Uchowaj dzisiaj od nienawiści

Moje serce moje oczy moje myśli

Ty który stworzyłeś

jaśminu gałązkę

Ty który orzech włoski

zawiązujesz w piąstkę

Zachowaj dzisiaj od nienawiści

Moje serce moje oczy moje myśli

Ty który ciepłym słońcem

napełniasz mieszkania

Ty który dałeś nam

trudne przykazania

Uratuj dzisiaj od nienawiści

Moje serce moje oczy moje myśli

Ty który kaczeńce

wymyśliłeś dla nas

A żaby nauczyłeś

nocnego kumkania

Odwróć dziś – proszę – od nienawiści

Moje serce moje oczy moje myśli

Ty który do morza

prowadzisz swe rzeki

Ty który zmęczonym

zamykasz powieki

Nachyl dziś – proszę – w stronę miłości

Moje serce moje myśli moje oczy.

Cytaty pochodzą z twórczości E. Stachury oraz wiersza Martyny Klekot

Opr.: K. Parkitny

28.10.2007 r. o godz. 19.00 w Miejskim Domu Kultury w Blachowni mieliśmy przyjemność poznania, przypomnienia sobie bądź odkrycia na nowo poezji człowieka ciągle poszukującego miłości, jakim był Edward Stachura. Ni Polak, ni Francuz, ni Meksykanin – obywatel świata. Pisał jednak po polsku, co oczywiście nie ma tu najmniejszego znaczenia. Miłość jest wszędzie jednakowa. Za nią się najczęściej tęskni.

Opadły mgły i miasto ze snu się budzi,
Górą czmycha już noc,
Ktoś tam cicho czeka, by ktoś powrócił;
Do gwiazd jest bliżej niż krok!
Pies się włóczy popod murami – bezdomny;
Niesie się tęsknota czyjaś na świata cztery strony!

Edward Stachura

Na Jesienny Wieczór Poezji zaprosili: Ostalski K., Gliński R., Parkitny K., Michalewski J.
Recytacje i śpiew: K. Drynda, M. Imiołczyk, D. Napieraj, K. Kwiatkowska, K. Ujma, M. Maludzińska, P. Maludziński, J. Rodasik, N. Kocińska, S. Hreczańska, J. Pyrzyk, S. Głuszko, M. Klekot, M. Krawczyk.
Scenografia: A. Motyl.

Share Button
Ten wpis został opublikowany w kategorii KKTA 2 z wordpress.com. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz