Z Blachowni w góry. Na rowerze. Wyjeżdżając w południe i wracając przed wieczorem. Czy to możliwe ? Jeżeli dosłownie potraktujemy geograficzną nazwę Sokolich Gór, taki plan jest w zasięgu ręki. A po drodze można jeszcze trafić do wielu interesujących miejsc. Proszę spojrzeć w galerię zdjęć i informacje poniżej.
W niedzielne południe ruszyliśmy w drogę, którą można prześledzić na mapie załączonej poniżej wpisu. Leśne ścieżki prowadzące przez Konopiska, Łaziec, Młynek i Sobuczynę aż do Poczesnej i Zawodzia są dobrze znane z poprzednich wycieczek w jurajskie okolice. Tym razem porzuciliśmy objeżdżony już szlak w okolicach Osin, by najkrótszą drogą dotrzeć do porajskiego zalewu. Po drodze, na granicy miejscowości Jastrząb spotykamy ciekawą przeprawę przez Wartę. Jest niby most a jakoby go nie było. Interesujące doświadczenie dla osób z zaburzeniami równowagi. Doskonałe miejsce do ćwiczeń w przezwyciężeniu lęków i pokonaniu własnych słabości. Dalej droga między usypanymi ziemnymi kopcami, które jeszcze kilkadziesiąt lat temu były górniczymi hałdami. Wydobywano tam ubogą rudę żelaza . Choć zajęcie to było żmudne i uciążliwe pozwalało w pierwszej połowie ubiegłego wieku na utrzymanie rodzin i jakie takie życie. Wyjeżdżając z Jastrząba w kierunku Koziegłów stajemy nad brzegiem wielkiej wody. To jeden z największych w naszej okolicy zbiorników wodnych. Praktycznie jesteśmy już w Poraju. Niecka o powierzchni ponad 5 km2 została pod koniec lat 60-tych ubiegłego wieku zalana przegrodzoną w tym miejscu Wartą. Służyła przez lata potrzebom Huty Częstochowa a teraz stanowi poważny problem dla miejscowej administracji. Są wśród nas osoby, które pamiętają jeszcze w miejscu dzisiejszego zbiornika łąki i pracę przy sianokosach. Jadąc wałem okrążmy zalew kierując się w stronę Masłońskich. Duża tafla wody kusi obrazami białych żagli snujących się w oddali i beztrosko wypoczywających wędkarzy. Jak dużo ludzi przybywa w te strony by odetchnąć od trudów całotygodniowej pracy można się przekonać jadąc z Msłońskich wzdłuż rzeczki Ordonki w kierunku Przybynowa. Właśnie tak prowadzi nasz szlak a po jego obu stronach, pośród drzew rzadkiego lasu małe i całkiem spore letniskowe domostwa. Co chwila miedzy zabudowaniami pojawiają się niewielkie stawy. Większość z nich to prywatne zbiorniki hodowlane. Jest też malowniczy bar nad jeziorkiem z możliwością konsumpcji na miejscu złowionej ryby. Pojawiające się wzniesienia i piaski przypominają nam, że jesteśmy już w obszarze Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Pokonując kolejne kilometry czarnego szlaku turystycznego stajemy nad brzegiem kolejnego zbiornika. Jesteśmy w Zaborzu i tylko rzeźba terenu oraz pamięć pozwala skojarzyć to miejsce z błękitną tonią wody. Jeszcze kilka lat temu było tutaj gwarno od pluskających się dzieci. Pozostały ośrodki wypoczynkowe i wszyscy czekają na wodę. Nie ma w tym zachowaniu nic dziwnego, gdyż zasilające zbiornik źródło jest typowym okresowo zanikającym ujęciem wody podskórnej. Za mojej pamięci naliczyłem już trzy takie okresy suszy. W roku ubiegłym źródełko nieśmiało się „obudziło” ale wkrótce ponownie „zasnęło”. Pozostaje czekać, bo przyroda sama wie co powinna czynić.
Z Zaborza przez Biskupice już niedaleko do celu naszej wycieczki – Zrębic. A w Zrębicach, jak się spodziewaliśmy – odpust parafialny. Dziś niedziela a wczoraj było wspomnienie św. Idziego, patrona tutejszej parafii. Wzdłuż drogi rozstawione malownicze kramy z wianuszkami obwarzanków, cukierkami z krochmalu i kęsami ciemnobrązowego tatarczucha. Wiktuały nie do zdobycia na naszym blachowieńskim odpuście. Przeciskamy się przez zatłoczoną drogę by wejść w progi osiemnastowiecznego, drewnianego kościółka. Jest otwarty w ten świąteczny dzień i św. Idzi wita wszystkich relikwiarzem wystawionym przed głównym ołtarzem. Jeszcze dwie godziny wcześniej tłum wiernych nie pozwoliłby na taką spokojna modlitwę i dokładne przyjrzenie się zabytkowemu wnętrzu. W odpustową niedzielę jak co roku przyjeżdżają tutaj nawet z dalszych okolic rodziny z dziećmi, bo św. Idzi jest również patronem dobrego macierzyństwa. Matki wypraszają łaski dla swoich pociech a miejscowi księża błogosławią dzieci relikwiami. Rodzice wierzą, że ustrzeże to ich potomstwo od chorób i zakusów złego. Wierzą tak, jak uwierzyli ponad dwieście lat temu przodkowie dzisiejszych mieszkańców wioski, którzy ujrzeli na okolicznej skale postać mnicha. Będąc w wielkiej trwodze spowodowanej szalejącą we wsi śmiertelną epidemią szukali ratunku w modlitwie. A ta dała im poznać, że ich opiekunem, którego cień widywali na leśnej skale jest św. Idzi. Jeden z najważniejszych świętych wczesnego kościoła chrześcijańskiego. Żyjący na przełomie VII i VIII wieku mnich, później opat rozsławionego łaskami i cudami klasztoru w południowej Francji służąc przez całe życie Bogu nie pozostawał głuchy na ludzki ból. Niósł pomoc ludziom w chorobie i biedzie. Wspierał nauką błądzących po bezdrożach wiary, żyjących z dala od sakramentów. Takim zapisano pamięć o nim i rozsławiono imię świętego Idziego na całą średniowieczną Europę. I dziś o nim pamiętamy, bo właśnie stanęliśmy na jego ścieżkach, wierząc że i nam pomoże przezwyciężyć troski. Od kościółka, którego jest patronem prowadzi nowy szlak turystyczny zwany „Dróżkami Świętego Idziego”. Właśnie dzień wcześniej dokonano jego poświecenia i uroczystego otwarcia. Zmierzamy tym śladem by po kilkuset metrach dotrzeć do wzniesionej z wapiennych kamieni przed ponad stu laty kaplicy. Jej bryła przypomina maleńkie francuskie kościółki z okolic Rodanu. Tam właśnie opat Idzi strzegł świętości swego życia i niósł ludziom pomoc. Kaplica otwarta. Być może jest to jedyny dzień w roku, gdy można wejść poza okazjonalnym nabożeństwem w jej mury. We wnętrzu znów spotykamy wizerunek świętego patrona tej okolicy. Z łanią i strzałą tkwiącą w dłoni. To samo ikonograficzne przedstawienie postaci dostrzeżemy w kamiennym cokole krzyża wzniesionego obok studni, która przed laty stanowiła ujście leśnego źródełka. W miejscu dziś murowanej kaplicy przed setkami lat stał maleńki kościół a źródełko ciekło w pobliżu. To tutaj w czasie epidemii św. Idzi objawiwszy się ludziom wezwał do modlitwy i czerpania zeń wody, która przynosiła ulgę cierpiącym. Obiecał, że źródło będzie trwało przez wieki. I choć dzisiaj jest to tylko studnia, a woda mało przypomina kryniczny zdrój, miejsce to ma swój niepowtarzalny urok i majestat. Rozpościera się stąd ciekawy widok na malownicze wzniesienia Sokolich Gór. Nad lasami otulającymi pagóry krążą łowne ptaki. Z pomiędzy drzew bieleją wiekowe skalne ostańce. Najbliższy nam jest kolejnym przystankiem Dróżki, gdyż to właśnie tutaj dostrzeżono mnisi kaptur świętego opata. Skałka przyozdobiona została współczesną kapliczką, wykonaną przed kilku laty przez podobnych nam miłośników rowerowego pielgrzymowania. W głębi lasu kolejne skałki, których cały zespół nosi imię dzisiejszego patrona. Ruszyliśmy dalej szlakiem, zagłębiając się w leśne ostępy Sokolich Gór. Nazwa może trochę na wyrost. Ale patrząc w odpowiedniej skali na różnorodność tutejszej przyrody można zauroczyć się pięknem tego miejsca.
Siedzimy na powalonych wichurą pniach starych drzew. Przed oczyma wzgórze tonące w zieleni, niczym beskidzkie wzniesienie a za plecami wyrastający z dywanu opadłych zeszłorocznych liści skalny monument. Jak bajkowy zwierz strzegący tajemnicy. Stare pnie pokryte naroślami pasożytujących hub, paprocie i uczepione korzeniami wapieni naskalne rośliny. Uroczysko. Przejechaliśmy tej niedzieli niespełna 85 kilometrów. Pewnie dla wielu był to spory wysiłek. Każdy trud powinien iść w parze z nagrodą. Dla nas nagrodą było tego dnia dotknięcie piękna Bożego Świata. Swoista przyjaźń z jego atrybutami zamkniętymi w pejzażu i w świecie otaczającej przyrody. Oraz spotkanie z człowiekiem, jego gospodarzem, który żyjąc w zgodzie z naturą i Bożą Nauką, czyniąc dobro jak święty Idzi pozostawił testament. Trwały i wieczny. Przekonaliśmy się jak wiele jest piękna omal na wyciągnięcie ręki .