Koncert Kolęd – Miejski Dom Kultury w Blachowni, 23 styczeń 2010 r.

Miejski Dom Kultury w Balchowni kolejny raz zaprosił do swej sali widowiskowej na wieczór muzyczny, którego kanwę, jak przystało na  poświąteczny czas, stanowiły kolędy. Jeszcze świeżo w pamięci choinka, wigilia i cały ten świat roziskrzony bożonarodzeniowym światełkiem. Za oknem siarczysty mróz i prawdziwe uroki zimy z jej srogością i surowym pięknem, a ze sceny, skierowana do widzów ewangeliczna, Mateuszowa opowieść o narodzeniu Pana, przeniesiona w towarzyszącą nam codzienność.

koledy1_minfoto : J. Walaszczyk

Przed dwoma tysiącami lat „nie było miejsca w gospodzie”. Dziś zabiegani własnymi troskami nie dostrzegamy biedy i bólu drugiego człowieka. Chcielibyśmy zatrzasnąć jeszcze raz drzwi przed Józefem i Maryją, bo przecież mamy dosyć swoich kłopotów. Zapominamy, że Bóg rodzi się w ludzkiej duszy, co roku – w grudniową noc. By przywołać ten fakt, stajemy u żłóbka i śpiewamy hymny o narodzeniu Jezusa, zwane kolędami. Te piękne pieśni, są zrodzone polską tradycją i chrześcijańskim obyczajem. Trwają przez pokolenia niezmiennie, choć czasem, tak jak na koncertach MDK-u, pojawiają się w nowych brzmieniach i aranżacjach. Rockowe klimaty, w jakich je usłyszeliśmy, wyczarowane pomysłem i gitarami Roberta Glińskiego, zostały w tym roku wspaniale „dosmaczone” ferią dźwięków generowanych z perkusyjnego instrumentarium Tomka Drozdka. Dzięki temu zrodziła się oryginalna, niezwykle interesująca koncertowa przestrzeń nasycona rytmem, melodią i niezwykłym klimatem. Nie brakło w niej energii i dynamiki, a refleksja ponadczasowych treści zapisanych w liryce kolęd doskonale rozgrzała serca w ten zimowy wieczór. Obok fraz muzycznych, które w wykonaniu Roberta, Tomka i pozostałych instrumentalistów grupy „Krzyk” pną się coraz wyżej po profesjonalnej ścieżce rockowej estrady, słuchaliśmy jak zwykle młodych i bardzo młodych wokalistów. To piękne, że dzieci i młodzież z taka pasją śpiewają kolędy. Będą to pewnie czynić po latach przy swoich, rodzinnych, wigilijnych stołach. Dziś zaś, robią to coraz lepiej, szlifując swoje talenty dzięki Justynie Kopiszce. Justynę już słyszeliśmy w klasycznych operowych ariach. Wtedy zaskoczyła nas profesjonalizmem, dopracowaną emisją głosu, koloraturą wokalu, wrażliwością muzyczną. Dziś, nie przesadzę, jak napiszę, że śpiewająca Justyna Kopiszka to trochę Krystyny Prońko, Hanny Banaszak i Ewy Bem. A w tym, wszystko, co najlepsze z tych wspaniałych artystek polskiej piosenki. Z wielką przyjemnością słuchałem jej kolędowej interpretacji. W chwilę później znów ją ujrzeliśmy, jak organizuje ze wszystkich wykonawców wieczoru chór, którym pokieruje. Pod jej batutą wykonawcy zaprezentowali łacińską kolędę „ Adeste Fideles”, pochodzącą z połowy XVIII wieku. Została zaśpiewana a cappella, z wielką wrażliwością i dbałością o technikę wielogłosowego śpiewu chóralnego. To wykonanie dopełniło program spektaklu. Nie mylę pojęć, bo było to coś więcej niż tylko prozaiczny wieczór kolęd. Jak zwykle po ostatnich brawach snują się refleksje. Pierwsza, to widoczny krok do przodu w muzycznej dojrzałości, jaki obserwujemy w przedsięwzięciach Miejskiego Domu Kultury, w porównaniu z prezentacjami z lat ubiegłych. Zawdzięczamy to pewnie pracy Roberta Glińskiego i jego przyjaciół z grupy „Krzyk”. Druga – to nowe twarze wspomnianych wcześniej Justyny i Tomka. Dzięki nim rodzi się nowy klimat i poszerza spektrum możliwości artystycznych tego środowiska. I w tym miejscu pozwolę sobie na ostatnią, osobistą refleksję, sprowokowaną lekturą forum częstochowskiego dodatku  „Gazety”. Tam, słowa pełne jadu i zawiści uderzały w instruktorów Domu Kultury. Bez zdania racji dotykały ludzi, którzy swym talentem chcą się dzielić z dziećmi i młodzieżą. Chcą temu pokoleniu pokazać świat wartościowszy niż piwne puby, starając się wydobyć z nich pozytywne emocje i ukryte zdolności. To nie bezimienni funkcjonariusze. To właśnie Justyna, Tomek, Robert, Anna, Sylwia – ludzie, których owoce pracy, gdybyście tylko chcieli, mogliście zobaczyć. A Wy, którzy tak łatwo ciskacie słowem jak kamieniem, czy przyszliście w ten niedzielny wieczór do  MDK-u ?. Krzeseł przygotowano wiele i serce bolało, że większość z nich pozostała pusta. Czy znów autorytetem krytyki pozostanie ulica i recenzje wykrzyczane bełkotliwym językiem na zaśmieconym ryneczku ? Pokażmy swoją mądrość, starając się oddzielić brudy politykowania od radości życia. Tam, gdzie pokolenie naszych dzieci i wnuków przychodzi do nas z owocami swej pracy i talentu, zapomnijmy o animozjach, niechęci, obozach i koteriach. Ci młodzi na scenie, nie są giermkami, a ich instruktorzy – rycerzami na służbie wroga. A jak to zwykle w życiu bywa, nikt nie jest bez grzechu. Więc chciałbym przestrzec, żeby ludzka słabość pchająca człowieka na piedestał władzy nie przysłoniła dobra, które winno darować się innym. Dziś można jeszcze nie obciążać pamięci faktami i nazwiskami tych, którzy stworzyli ten wartościowy spektakl. Ale jutro …? Oby nie było za późno.
Więc dla przypomnienia, spotkajmy się w ostatnią styczniową niedzielę w Jasnogórskich Halach Św. Józefa, na mszy św. o godz. 11.00, gdzie znów usłyszymy „kolędników” z Miejskiego Domu Kultury w Blachowni.

Share Button
Ten wpis został opublikowany w kategorii KKTA z euronet.net.pl, Starsze wpisy. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz