Poszukującym miejsc wolnych od turystycznego zgiełku, niezakłóconego kontaktu z przyrodą, spokojnych i dobrych dróg, polecam północną Słowację. Miłośnikom górskiego trekkingu, będzie tam wyśmienicie. Dzielę się takimi spostrzeżeniami, gdyż kilka dni bawiłem w okolicach Liptowskiego Mikulasza. Liczne rzesze naszych rodaków przybywają tutaj szukając kwater w okolicach aquaparków Tatralandia i Besenova. Nie te atrakcje są moim zdaniem najciekawsze.
Przybyszów z Polski wita serdeczność Słowaków. Nie ma problemów z porozumieniem się czy znalezieniem miejsca na nocleg. Nawet w atrakcyjnych rejonach można wytargować łóżko za 250 SKK i w przyzwoitych warunkach spędzić kilka dni. Niestety wspomniane aquaparki już nie są tak tanie jak kwatery, czy żywność. Tłumaczono mi to tym, że od niedawna przeszły w ręce cudzoziemców. 590 SKK za dzień od dorosłej osoby, czy 390 SKK między 17-tą i 21-wszą przy braku innych opcji, to kwota niemała. Na pocieszenie, ubożsi miłośnicy wodnego szaleństwa znajdą łatwo inne ciekawe miejsca. Choćby czystą, trawiastą i w wielu miejscach zacienioną plażę nad Liptowską Marą w miejscowości Liptovsky Trnavec.. Spędzą tam dzień za darmo i nie będą żałować, bo woda w sztucznie spiętrzonym zbiorniku na górskiej rzece Vah jest kryształowo czysta i o dziwo ciepła. Okalające brzegi jeziora wzniesienia Niskich i Zachodnich Tatr oraz Chocske Vrchy, tworzą wspaniały krajobraz. Woda i plażowanie to skuteczny relaks po górskich wędrówkach, dla których Liptowski Mikulasz jest doskonałą bazą wypadową. Jadąc kilkanaście kilometrów od centrum, wzdłuż Doliny Demanowskiej, w kierunku Jasnej, dotrzemy do podnóża dwutysięcznika o dźwięcznej nazwie Chopok. Wejście na szczyt wznoszący się na wysokość 2 026 m. npm jest łatwe i przyjemne, bo okraszone przepięknymi widokami rozległej niecki Kotliny Liptowskiej. Na jej dnie połyskuje tafla wody a na horyzoncie stromo wznoszą się szczyty Tatr Zachodnich. Odwracając głowę, widnokrąg zamykają Tatry Niskie. Urocze miejsce. Wracając można zwiedzić najrozleglejszą i podobno najpiękniejszą jaskinię w Europie, zwaną Demanowską Jaskinią Swobody. Jej korytarze pełne stalaktytów, stalagmitów i stalagnatów, komory o kubaturze wielkich hal z wodospadami kolorowych krystalicznych nacieków i bajkowymi jeziorkami, pełnymi kamiennych pereł, to cuda natury. 200 SKK za prawie godzinne zwiedzanie przepięknego podziemnego świata, to niewielkie pieniądze. Mamy w zasięgu ręki skalne turnie, jaskinie, wodne przyjemności ale jest jeszcze cała masa szlaków w dolinach i niewysokich pasmach wzniesień, które kuszą poszukującego spokoju turystę. Kierując się takim wezwaniem odwiedziłem Janską Dolinę, która zapisze się mocnym wspomnieniem w moich górskich przygodach. Po ponad dwóch godzinach marszu, nie napotkawszy nikogo szlak gubi oznaczenia a z lasu wychodzą niedźwiedzie. Najpierw zabawnie podskakujący malec, a po chwili z groźnymi pomrukami niedźwiedzica. Staje na tylnych łapach i z pięćdziesięciu metrów spogląda podejrzliwie. Oj dziwne uczucie. Prawdziwe safari. Gdy dodać do tego fakt, że przez następną godzinę znów nikt nie pojawił się na szlaku a jego oznaczenie miejscami jest żadne, emocje nabierają znaczenia. Trzeba jednak rozumieć i tolerować prawa przyrody wiedząc, że w tym świecie człowiek jest gościem. Trzeba więc było się poddać i wrócić ścieżką niedźwiedzi. W drodze powrotnej, już zupełnie spokojnie, odwiedziłem Liptovsky Jan. Ładna miejscowość, w której można całkowicie gratis zanurzyć zmęczone nogi w geotermalnym, solankowym źródełku lub pójść do nieodległego hotelu na wodoleczniczą sesję do profesjonalnych basenów. Sam Liptovsky Jan urzeka swą architekturą i malowniczym położeniem. Nie jest jedyną wioską w okolicy, która cieszy oczy niebanalnymi widokami. Z miejsc, które odwiedziłem polecam Bobrovce z dolinami Jalovecką i Bobrovecką, które głęboko wrzynają się w pasmo Tatr Zachodnich oraz Żiar z dliną o tej samej nazwie. Z Ondraszovej, dzielnicy Liptowskiego Mikulasza, w której kwaterowałem, Bobrowców, prawie spacer. Równie niedaleko było do centrum miasta z XIV-to wiecznym kościołem i interesującym rynkiem. W jego pierzejach gościnę znalazły instytucje i sklepy, które na Słowacji są z reguły zamykane we wczesnych godzinach popołudniowych. Będzie tam, dla nas Polaków szokiem usłyszeć, że obiad można zjeść tylko do godziny 14-tej. Są jednak też hipermarkety. A te, jak położona w centrum Hiper Nova, zapraszają od 8-mej do 21-wszej, oferują bardzo atrakcyjne ceny i dysponują przestronnymi, darmowymi parkingami. Co do parkingów, kolejny plus. Te, u wrót górskich dolin, są z reguły bezpłatne i nie zatłoczone. Wracając do Polski skorzystałem z postoju na jednym z nich, jeszcze na obrzeżu Liptowskiej Kotliny. Postanowiłem zajrzeć do Kvacanskiej Doliny. Jak wszędzie spokój i samotność. Dno doliny rzeźbi głębokim wąwozem wartki górski potok. Droga wiedzie łagodnie pod górę, by po godzinie marszu stromo opaść w stronę polany, która zabudowana jest prawie 200-stu letnimi budynkami młyńskiej osady. Wodny młyn, napędzany wartkim strumieniem górskiego potoku jest mechanicznie sprawny i stanowi nie lada turystyczną atrakcję. Miejsce jak z bajki. Piękne, jakich wiele wokół Liptowskiego Mikulasza. Wystarczy wracając z młyna minąć kilka skał i wejść do Prosieckiej doliny, usianej galeriami wodospadów, mostkami, drabinami. Wiem, że będę tu jeszcze gościem. Dziś utrwalę te obrazy na fotografiach, by się nimi podzielić, zapamiętać i zachęcić innych do odwiedzenia wspaniałych gór naszych Słowackich braci.