Pielgrzymka do Gidel

Każdy z nas chciałby coś dobrego przeżyć, coś ciekawego zobaczyć. Ileż to razy nasze marzenia koncentrują się na telewizyjnych obrazkach egzotycznych krain, by później zasypiać w niespełnieniu swoich marzeń. Obudźmy się i zabierzmy z sobą cząstkę takiej radości, która jest tuż obok nas.

KONICA MINOLTA DIGITAL CAMERAJednodniowa pielgrzymka rowerowa nie jest, co prawda wycieką do Tunezji, ale może rozgrzać serce nie gorzej od afrykańskiego słońca. Tak też pomyśleliśmy. Skromnie, przed miesiącem, udając się do klasztoru w Świętej Annie i nieco odważniej 15-tego lipca, pielgrzymując do Sanktuarium Gidelskiego.
Poprzednie 100 km przejechane również w jeden dzień nauczyło nas pokory wobec własnych słabości i Bożych zamiarów. Tym razem, więc, dojeżdżając pociągiem przyszło nam jedynie „przekręcić” 73 km.
Ranek wita nas piękną pogodą i przyjacielskim słowem naszego ks. Proboszcza. Chwytamy w serca krótkie słowa modlitwy i 23 osoby na czele z ks. Jackiem ruszają z przykościelnego placu w Boży Świat. A on jest piękny. Tak jak poeta tęsknił „ do tych pagórków leśnych, do tych pól zielonych…”, tak jak spoza kierownicy pędzącego w zgiełku samochodu tego nie zobaczysz, tak możesz dosięgnąć jego piękna i majestatu z rowerowego siodełka. Witają radomszczańskie lasy a żegna wielki przyjaciel rowerowej turystki i gorący patriota, pan Andrzej Siwiński, który dziwnym zrządzeniem losu dojechał razem z nami na maleńką stacyjkę w miejscowości Bobry. Krótki przelot po zalesionych ścieżkach i wkrótce wyrasta przed nami Pławno, ze swym kościółkiem, który wciąż czeka na wywieziony w minionych latach zabytkowy ołtarz.
Z szumem opon już dwudziestu pięciu rowerów, docieramy pod pochodzący z siedemnastego wieku zabytkowy drewniany kościółek p.w. Św. Marii Magdaleny. Nie sposób nie dostrzec w jego bryle architektonicznego piękna 3 i piętna wielowiekowej historii. Wzrok zatrzymuje się kamiennych otoczakach, którymi wyłożono przykościelne soboty. Błyski światła pełzające po tej zimnej przestrzeni są jak łzy i radość tych, co przed dziesiątkami lat zginali tu kolana. Prosili i dziękowali. A czasem, może tylko trwali w mroku nocy wyglądając jutrzni. Takie osobiste wrażenia przyszło i nam za chwilę przeżywać, gdy stanęliśmy przed wizerunkiem Matki Bożej Gidelskiej w jej pięknym dominikańskim sanktuarium. Figurka maleńka. Ledwie kilka centymetrów ukrytych w niszy zdobionego złotem ołtarza. Maleńka, ale moc darów ogromna. Modlitwa i wiara tysięcy pątników nawiedzających te świątynię, proszących czasem nawet o cud, nie zostaje bez odpowiedzi. Takie świadectwa usłyszeć było można z ust ojca miejscowego zgromadzenia o.o. Dominikanów. Nasza wiara też się umocniła. By móc wziąć ze sobą, choć trochę tego majestatu i nadziei w troskach i chorobie opuściliśmy gidelską Bazylikę Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny wzmocnieni modlitwą i flakonikiem „kąpiołki”, szczególnie pomocnej w chorobach oczu. Wiara czyni cuda. My, katolicy mocno w to wierzymy, choć czasami nie umiemy tego dostrzec. Jakże, bowiem opisać fakt znalezienia w wieczorną sobotę w małej wiosce rowerowych pedałów. Ot taki mały cud, dzięki któremu pani Mirosława nie musiała po awarii sprzętu prowadzić roweru ponad dwadzieścia kilometrów.
Wróćmy jeszcze do Gidel i ich trzeciej świątyni. W pokartuzkim klasztorze mieści się dzisiaj kościół parafialny. Widzimy pięknie odnowiony obiekt i wielką troskę malującą się na twarzy jego gospodarza, proboszcza ks. Czesława. Ołtarz pełen symboli ukrzyżowanego Chrystusa i ludzkiego cierpienia Jego Matki. Piękna osiemnastowieczna rzeźba bolejącej Piety obejmującej zdjęte z krzyża ciało Syna Bożego przejmuje bólem. Ludzka śmierć jest wokół nas. Schodzimy do krypty, gdzie omalże fizycznie dotykamy jej obecności. Oto przed nami przeszklona trumna ze szczątkami kapłana, który blisko dwieście lat temu w tym miejscu doszedł kresu swego ziemskiego pielgrzymowania. A dla nas,.. dziś jeszcze chwila na kontemplację pięknej snycerki i intarsji widocznych na ławkach i ambonie i czas na posiłek. Gospodarz przygotował nam miejsce na ognisko, więc i strawa dla ciała też się znajdzie. Droga powrotna to ciąg obrazów naszej pięknej małej Ojczyzny. Pozłacane popołudniowym słońcem łany zbóż, płynące majestatycznie obłoki, zapach chleba i śpiew ptaków. Życie jest piękne, aż w duszy gra. A zagrało jeszcze mocniej, gdy po trudach kilkukilometrowej leśnej piaszczystej drogi, ks. Jacek zaprosił nas na eucharystię. Ołtarz na rowerowym bagażniku, kolana w piaszczystych koleinach a serca …, serca gdzieś tam, bardzo wysoko. Ponad majestatem przyrody. Tego leśnego uroczyska, gdzie spełniała się Ofiara. Jakże inna i jakże piękna. Gdzie wspominaliśmy naszych bliskich, których już na tej ziemi nie spotkamy i tych, którzy z nami być nie mogli a wierzymy, że na kolejnej pielgrzymce ich spotkamy. Przebaczaliśmy sobie jak bliscy, choć połączyła nas tylko ta wędrówka. Uwierzyliśmy, że odjedziemy z tego miejsca w pokoju i tak też się stało, bo kolejne awarie niczym nie zmąciły naszej radości.
Pełni wiary w to, że następne nasze wędrowanie będzie jeszcze liczniejsze, że dziewięcioletni Andrzejek znów radośnie zawoła „fajnie było” a pan Marek w ciemno nie zawierzy sprzedawcom rowerowych dętek dotarliśmy w ten przepiękny sobotni wieczór szczęśliwie i bezpiecznie pod progi naszej blachowieńskiej świątyni. Radośni, bo staliśmy się taką rowerową rodziną, która będzie wszystkich wokół zapraszać do Bożego Świata. Jego bramy są otwarte. Nie bójcie się. Jedźcie z nami.

Share Button
Ten wpis został opublikowany w kategorii KKTA z euronet.net.pl. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz