Raz jeszcze uciec myślą do obrazu postaci przygarbionego starością człowieka, z rękoma splecionymi na krzyżu dźwigającym umęczonego Chrystusa a dziś wspierającym jego ziemskiego namiestnika. Jaśniejąca bielą szata i twarz kryjąca boleść. Nie tak dawno, ten sam człowiek, moralny autorytet XX-tego wieku, bystrymi oczyma dociekał szczegółów sykstyńskiej polichromii, zastygając w podobnej pozie i zatapiając swe myśli gdzieś poza odległym horyzontem rzeczywistości. Podążając śladem pędzla Michała Anioła snuł refleksje o kruchości ziemskiego bytowania i powołania człowieka do godności istoty noszącej obraz i podobieństwo Stwórcy. Zaduma nad dziełem mistrza przelana słowem na papier, stała się poezją. Białym wierszem, któremu Jan Paweł II – papież, nadał tytuł : „Tryptyk Rzymski”.
Wersy trudne i głębokie w swej treści. Dotykające źródeł sensu życia i jego przemijania. Ich lektura, to jak błądzenie po ścieżkach poszukiwania prawdy, sprawiedliwości i chłonięcie piękna z owoców Dzieła Stworzenia. Przesłania złożone. Pełne filozoficznej refleksji, biblijnych odniesień i dostojeństwa. Próba odpowiedzi na odwieczne pytanie człowieka: skąd wyszliśmy i dokąd zmierzamy. Sens niezmiennie aktualny.
Treści ponadczasowe i emocjonalnie zbieżne z klimatem chwili, który kreuje zaduszkowy wieczór. Czas i miejsce staje się dogodną przestrzenią do wypełnienia jej słowem zapisanym w strofach Tryptyku. Jest scena spowita w głęboką czerń i jaśniejące pośród kolorowych plam świateł krzesła. Usiądą na nich młodzi ludzie. Wcześniej staną przed nami i skierują wzrok na znajome i obce twarze, które zapełnią tego wieczoru salę widowiskową Miejskiego Domu Kultury. To do nich, do nas, papież słowami Tryptyku chciał przekazać owoce swoich przemyśleń. Językiem pięknym i literacką wrażliwością. Mrok wypełniający przestrzeń każe pytać : czy podołają tej misji ? Drżący płomień świec niesionych w dłoniach i ekspresja słowa odpowiadają… tak. Są przecież pokoleniem JPII, a „Teatr z Ducha Wzięty”, którego każdy z wykonawców spektaklu jest cząstką, już wcześniej ukształtował ich sceniczne osobowości i pozostawił piętno specyfiki rozumienia świata i umiejętności aktywnego przeżywania jego wyzwań. Usłyszeliśmy ciekawe interpretacje fragmentów poematu Jana Pawła II, mogąc raz jeszcze zatrzymać się na chwilę refleksji. Chwile, które budował muzyczny klimat znanych i zapomnianych już piosenek. Jak pięknie było usłyszeć „Jesienną Zadumę” Elżbiety Adamiak, „Ludzkie gadanie”, „W żółtych płomieniach liści” i kilka innych wyjętych z szuflad przeszłości perełek polskiej estrady muzycznej. Wokaliści sprawnie poradzili sobie z materią, która jest jakże obca kulturowo ich pokoleniu. Jednak w muzyce jest coś, co pozwala trwać ponad mody i być rozumianym bez granic czasu. Szczególnie wtedy, gdy trafia w pokłady wrażliwości i ukształtowanej estetyki odczuwania piękna. Cechy takich osobowości posiedli śpiewający w spektaklu wykonawcy, którym tym łatwiej było interpretować zakodowane w utworach emocje, że towarzyszył im zespół „Krzyk”, którego muzyczny kunszt mogliśmy doświadczyć już wielokrotnie. I w tym miejscu, wielkie słowa uznania za przygotowanie spektaklu należą się muzycznemu liderowi „Krzyku” – Robertowi Glińskiemu i autorce scenariusza imprezy – Sylwii Hreczańskiej. To oni, wraz z grupą przyjaciół : Dorotą, aż trzema Nataliami, Kasią, Mirą, Izą, Magdą, Sylwią, Nadią, Kamilą, Marcinem, Adrianem, Bartkiem, Krzysztofem, obdarowali siebie i obecnych na spektaklu smakołykami prawdziwego teatru. I gdyby rozbudzić wodze fantazji, przymknąć oczy i ujrzeć w starym budynku kina, a wcześniej młodzieżowej świetlicy, prawdziwą scenę z kurtyną, kulisy, oświetlenie sterowane komputerowo i ludzi nie mieszczących się w murach…..ech, marzenia. Cześć z nich spełnia się na naszych oczach, gdy widzimy coraz większy profesjonalizm i pracowitość – nie boję się tego powiedzieć – aktorów, „Teatru z Ducha…”. W ich szeregi przychodzą coraz to nowi, obdarzeni talentem i chęcią do pracy młodzi ludzie. To środowisko będzie się rozrastać i stanie się jedną z ważnych wizytówek naszego miasta, o ile decyzje administracyjne i źle rozumiana służebność, nie podetnie im skrzydeł. Wówczas nie dane nam będzie posłuchać jesiennie zadumanej Natalii, a ona sama nigdy nie dowie się że ma ten Boży Dar, zwany talentem.