Grojec – słowo, które brzmi dosyć obco, a zarazem kojarzy się podświadomie z jakimś staropolskim określeniem. Intuicja nie myli, gdyż jego źródłosłowem jest słowiański „hrad”, czyli gród lub grodziec. Więc może w tym miejscu była ulokowana w zamierzchłej przeszłości jakaś prastara osada, może zamek. Naukowych dowodów brak, za to legend i ludowych podań całe mrowie. Fabuły różne, ale niemal wszystkie sprowadzają się do tragicznego kresu książęcej, bądź rycerskiej budowli, gdy zrządzeniem czarciej mocy czeluście góry pochłonęły zamek wraz z krnąbrną córką, która nie chciała spełnić woli rodziców. Ponoć jej duch do dziś błąka się pośród malowniczych drzew, pokrywających dziwnie ukształtowany wierzchołek Grojca. Czy coś z tych baśni można przypisać obecnie zastanym widokom ?. W tej wędrówce po śladach pamięci pokoleń, iluzorycznych wytworach ludzkiej fantazji i okrytej zasłoną niepamięci historii, polecam wspaniały „przewodnik”, który można znaleźć na stronie internetowej Starostwa Lublinieckiego. Jest nim wydany w oparciu o teksty pozostawione przez XIX-to wiecznego piewcę polskości Śląska, Józefa Lompy – praca Bernarda Szczecha zatytułowana : „W kręgu Górnośląskich podań i legend. Biały Śląsk”. Tam też znajdziemy fragment mówiący o pobycie na Lubszańskim Wzgórzu św. Wojciecha, który w X wieku chrystianizował dzisiejszą polską ziemię. To zaskakujące nawiązanie do postaci historycznej z czasów tworzenia się naszej państwowości, odnaleźliśmy w kościele p.w. św. Jakuba Starszego w Lubszy, w ołtarzowym malowidle. W sumie byliśmy tak niedaleko, ale jak wiele ciekawostek i historycznych wątków zdołaliśmy poznać. Co więcej, gdybyśmy cofnęli się nieco w przeszłość, trasa wycieczki przekraczałaby kilkakrotnie granice ówczesnych państw. Te sprzed pierwszej, jak i drugiej wojny. W naszej wędrówce „na Śląsk”, zakrojonej nieco z rozmachem (mapa tutaj), by dołożyć drogi do zagospodarowania dnia, udało się jeszcze odwiedzić pałac Niegolewskich w Czarnym Lesie oraz podziwiać okazałe zabytki przyrody między Prądami i Koszęcinem, a także w drodze do Boronowa. Choć ranek straszył deszczem, dzień od chwili wyjazdu zmienił aurę w niezwykle przyjazną na rowerowy relaks. Wiara w meteorologiczne przepowiednie tym razem okazała się złudna.