Wracając z pierwszej górskiej wędrówki, zorganizowanej niemal dwa lata temu przez KKTA na Babią Górę, powstał projekt kolejnej - na Turbacz. Wkrótce przyszła zima i skromnie, w czteroosobowej grupie wyjechaliśmy na rozpoznanie gorczańskich szlaków. Znów mijały miesiące, a pomysł czekał na swą realizację. Były Beskidy, Tatry, Sudety, Jura Krakowsko-Częstochowska, wycieczki dalekie i bliskie. Bogatsi w turystyczne doświadczenia i wiedzę o okolicach Nowego Targu, postanowiliśmy dłużej nie zwlekać. Wcześniejsze plany zostały uzupełnione o polową mszę świętą i odwiedziny miejsc związanych ze zmarłym nie tak dawno księdzem profesorem Józefem Tischnerem. Zrodziła się w ten sposób kolejna górska pielgrzymka.
Wędrówka, która liczyła blisko 27 kilometrów miała swój początek pod kościołem parafialnym w Klikuszowej. Czarny szlak turystyczny szybko skręcił w polną drogę, w kierunku nieodległych wzniesień. Od pierwszych kilometrów, na horyzoncie majestatycznie skrzyły się w słońcu tatrzańskie szczyty. Bezchmurna, prawie letnia pogoda tworzyła wspaniałą atmosferę wędrówki. Trochę łagodnych podejść i między drzewami pojawiają się nieśmiało białe plamy śniegu. Im wyżej, tym będzie go więcej. Tam, gdzie ciepłe promienie słońca roztopiły jego skorupę, zalega błoto, skutecznie oblepiając podeszwy butów. Te trudności są jednak niczym w porównaniu z pięknem przyrody i krajobrazów. Rozgrzane kwietniowym ciepłem polany toną w krokusach. Widok przepyszny. Być może jest to jedyna sobota w tym roku, kiedy można nacieszyć oko tak wspaniałymi widokami. Brodzimy w kwietnych łąkach, ostrożnie stawiając stopy, by nie zadeptać tego cudownego świata. W oddali, przed ścianą świerkowego lasu, rysuje się bryła sakralnej budowli, z dominującym nad stromym dachem krzyżem. To kaplica Matki Boskiej Królowej Gorców, zwana potocznie Papieską Bacówką. Jesteśmy na skraju Rusnakowej Polany. To tutaj Karol Wojtyła wielokrotnie przebywał na modlitwie, przemierzając gorczańskie szlaki. Gdy został papieżem, w miejsce starej niewielkiej kapliczki postawiona tę, na planie Krzyża Virtuti Militari. Gdy stanęliśmy przy niej, był zamknięta. Szczęście jednak sprzyjało, bo w chwilę później mieliśmy ogromną przyjemność poznać i posłuchać niezwykłych opowieści gospodarza tego miejsca – o. Kazimierza Krakowczyka. Ksiądz Kazimierz, sercanin, zwany „turbaczowskim” proboszczem, pełni swą posługę od 31 lat. Gdy kończy się sroga, górska zima wraca do chatki obok kaplicy, gdzie w spartańskich warunkach służy Bogu, ludziom i tej ziemi. Pociera spracowaną dłonią długą, siwą brodę, gdy opowiada o trudnych latach wojny i podziemnej walki z sowieckim terrorem. Błyska oczyma, gdy wspomina o spotkaniach z Księdzem Profesorem, który tutaj na corocznych Mszach Dla Ludzi Gór gromadził rzesze wiernych. Czujemy, że „filozofia po góralsku” jest tutaj wszechobecna. Mimo, że dzieje się to sporadycznie, zyskujemy życzliwość ojca Kazimierza i uchylają się drzwi kaplicy. W jej niewielkim wnętrzu mnóstwo pamiątek i symboli. Duch wiary i walki o wolność dominuje pośród zgromadzonych tutaj przedmiotów. U wejścia tablica, której treść trafnie puentuje doznane wrażenia : „Zyjdźcie z tego miyjsca z posyrzonym sercem – Ks. Profesor Józef Tischner, Turbacz 13.08. 2006“.
Nie sposób nie otworzyć serca na przeżywanie piękna świata i radości spotkania z drugim człowiekiem. Zarówno tym, który jeszcze trwa, mimo ciężaru lat i pasterzuje na Rusnakowej Polanie, jak i tym, którego stopa nigdy już nie stanie na ukochanej łące, pełnej kwitnących krokusów. Nim zejdziemy do Łopusznej, by pochylić głowy nad Jego mogiłą, wiele jeszcze przed nami. Chwila drogi i witamy schronisko ulokowane na hali pod Turbaczem. Sam wierzchołek góry wznosi się nieopodal. Po posiłku stajemy na zaśnieżonym szczycie. Nie jest to niestety dogodne miejsce na planowaną ofiarę eucharystyczna, wiec ruszamy dalej. Czerwony szlak prowadzi na rozległą Halę Długą, ze wspaniałymi widokami i pasterskim szałasem, którego otoczenie stanie się za chwilę świątynią. Skąpani w słońcu, stojąc na krokusowym dywanie, a za polichromię kościelnych sklepień mając skrzące się w oddali szczyty Lodowego, Gerlacha, Rysów, rozpoczynamy wielbić Pana w ofierze mszy świętej. Jest niezwykła, koncelebrowana przez klubowych kapelanów : ks. Jacka i ks. Grzegorza. Znowu stajemy się braćmi w drodze, gdzieś pomiędzy niebem a ziemią. Wspominamy w modlitwie ludzi gór, którzy pozostali w nich na zawsze, naszych bliskich i prosimy byśmy mogli radować się znów takim przeżywaniem Bożego Świata. Sceneria tego nabożeństwa będzie niezapomniana, jak w Betlejem, skwitował jeden z przyjaciół. Z Hali Długiej przez Kiczorę dotarliśmy do stromego czarnego szlaku, który prowadzi wprost do Łopusznej. Pożegnanie z Gorcami miało miejsce na małym wiejskim cmentarzu, gdzie w granitowym grobie spoczął przed kilku laty ksiądz Józef Tischner. Pamiętamy jego ujmujące gawędy, gdy uczył nas jak żyć, nie zaprzedając ludzkiej przyzwoitości. Każdy z nas zapamiętał pewnie inne wątki tych filozoficznych rozważań. Mnie utkwiła na lata w pamięci refleksja o odpowiedzialnej wolności. Jakże ta treść stała się ważną, nie tracąc nic do dzisiaj ze swego przesłania. Ksiądz Profesor powiedział kiedyś do swych Łopuśniańskich, jak ich nazywał przyjaciół : ” – Moi drodzy, kiedy się tutaj jest, to się widzi, co znaczy to słowo „śleboda”. Śleboda, moi drodzy, to jest coś takiego, co czuje gospodarz w swoim gospodarstwie. To jest coś różnego od swawoli. Swawola niszczy, swawola depcze. Nie patrzy: trawa, nie trawa, zboże, nie zboże… Śleboda jest mądra. Śleboda umie po gospodarsku zadbać, po gospodarsku umie tę ziemię uprawić. Las chroni, żeby był lasem. A z człowieka ta śleboda potrafi wydobyć to, co w człowieku najlepsze”.
Czy i do nas nie kierował tej nauki, by przestrzegać, jak mądrze i odpowiedzialnie zagospodarować przestrzeń odzyskanej wolności.