Zmienność pór roku budzi, lub wycisza emocje. Wyzwala nowe pomysły, albo inspiruje do spojrzenia wstecz. Dynamizuje, bądź na jakiś czas usypia naszą aktywność. Materialnie jesteśmy cząstką świata zdominowanego prawami natury. Ale materialna fizyczność istnienia nie wyczerpuje definicji życia. Dopełnieniem tych atrybutów jest świadomość, inteligencja i dusza, które pokarm przetrwania odnajdą w doświadczaniu i poszukiwaniu sensu życia. A jesień, prowokuje do melancholii. Do czynienia bilansów i ostrożnego snucia planów tkanych nitkami marzeń. I niech no tylko przyjdzie wiosna … .
Ale póki co, otwieramy zakamarki wspomnień, by nie żałować, że trochę siwizny przybyło. Z bagażem takich przemyśleń, rok w rok, w październikową sobotę spotykamy się na klubowe zakończenie sezonu. Symboliczne, ale znaczone cezurą upływającego czasu. Z radością ściskamy dłonie dawno niewidzianych przyjaciół, wspominając tych, którym przychodzi teraz wędrować po „niebieskich połoninach”. A my, pozostajemy jeszcze w drodze do ich bram, zachłannie smakując uroki ziemskiej niedoli. By nie pobłądzić, szukamy przewodnika, który wskaże prostą drogę pośród mnogości ścieżek, kreślonych na mapie życia. Poszukujemy tej najlepszej, najkrótszej drogi i również dlatego się spotykamy. Towarzysko i modlitewnie. W Sanktuarium Bożego Świata, zdobionego witrażami czerwieni buków, wypełnionego chorałem pieśni strumienia płynącego od źródła. U stóp kapliczki, na kamiennym ołtarzu, Chrystus znów ofiaruje nam siebie. W akcie niezmierzonej miłości do człowieka. Poprzez ręce kapłana, który tchnął w nas potrzebę aktywnego smakowania owoców z Daru Stworzenia. Spoglądamy na naszego kapelana – ks. Jacka, na hostię, którą unosi w dłoniach pośród spadających liści, na lśniący w błysku jesiennego słońca ofiarny kielich. Ta eucharystia jest pokarmem dającym siłę do kolejnych wyzwań. Pozwala również podziękować Bogu, za to, co już udało się osiągnąć. Czasem nie trzeba mierzyć daleko, wysoko. Wystarczy chwila, parę kilometrów, by odnaleźć miejsca ciekawe, warte poznania i zamyślenia nad ludzkim losem i wartościami spajającymi narodową tożsamość. Opuszczamy zatem strojną w czerwienie i brązy kapliczkę św. Huberta, by z naw tej niezwykłej świątyni wyprowadzić rowery, którymi tradycyjnie, dla kończącego letni sezon spotkania, powędrujemy paręnaście kilometrów leśnymi dróżkami. Te prowadzą na mogiły bezimiennych bohaterów wrześniowej pożogi 1939 roku. „Jeśli ci umilkną, kamienie wołać będą” napomina św. Łukasz. Te, niemal krzyczą, wyrytym w skalnej materii słowem prostego człowieka, o wielkim i gorącym sercu. Anonimowego, jak prochy złożonych pod nimi bohaterów Drugiej Rzeczypospolitej. Po eucharystii lekcja patriotyzmu. Jakże nieodległa w swym przesłaniu. Jedna mogiła, druga, trzecia… W okolicy odnajdziemy ich jeszcze kilka. Dziś jednak czas na radośniejszą refleksję. Jesteśmy wspólnotą, więc dzielimy się tym, co nam się w życiu udało i tym, co może nas boli. Wspólny posiłek i ognisko buduje atmosferę szczerych zwierzeń i daje satysfakcję bycia razem. Znów w licznej grupie. We wspólnocie, budowanej przez lata pod szyldem Katolickiego Klubu Turystyki Aktywnej. Za rok znów się spotkamy. Być może w liczniejszym gronie. Dziś dziękujemy ks. Jackowi Michalewskiemu – założycielowi Klubu za duchowe wsparcie, spotkanie i odprawienie mszy św., a prezesowi Ośrodka Sportu i Rekreacji w Blachowni – za udostępnienie miejsca na ognisko i pomoc przy organizacji spotkania. Obok wspomnień chwil wspólnie spędzonych, archiwalia uzupełnia dokumentacja fotograficzna, dostępna na internetowej stronie KKTA (www.kkta.pl).