Spacerem z Lublińca do Blachowni – 03.12.2016 r.

Początek grudnia zwykle zbiegał się z jakąś pieszą wycieczką w nieodległe rejony bądź to Blachowni, bądź Jury. Tym razem, aby trochę uatrakcyjnić te koncepcje i nie spacerować po pętli, wykorzystaliśmy wciąż funkcjonujące połączenie kolejowe Częstochowa – Lubliniec aby dojechać na początek trasy pociągiem, do jego stacji końcowej. Po dwudziestu minutach jazdy byliśmy już w Lublińcu, skąd wyruszyliśmy w drogę liczącą ok 35,5 kilometra, dla której raport sporządzony przez aplikację do nawigacji satelitarnej GPS jest prezentowany tutaj. Oprócz przyjemności, jaką niesie podejmowanie trudów aktywnej rekreacji,  napotkalismy po drodze wiele interesujących obiektów historycznych, przyrodniczych i sakralnych. W tej ostatniej kategorii znaczącym było Sanktuarium Edyty Stain – Św. Teresy Benedykty od Krzyża, rodzinnie związanej z Lublińcem. Ten wątek był przedmiotem rowerowej wycieczki sprzed ośmiu laty, ale któż by wtedy przepuszczał, że jak dojrzejemy,  wybierzemy się w taką drogę na spacer. Przy okazji sprawdziliśmy dogodność dla jazdy rowerem nowych ścieżek, prowadzących do rezerwatu rododendronów w Śródlesiu przy uroczysku Brzoza.

lubliniec_blachownia__minDla chcących powtórzyć pokonanie tej trasy, a  korzystających z urządzeń do nawigacji satelitarnej przygotowałem do pobrania w plikach: jej  ślad zapisany w formacie gpx, oraz mapę kompatybilną z aplikacjami OruxMaps oraz TwoNav. Najlepsza dla Oruxa, moim zdaniem, dla tej okolicy jest wektorowa KSWMAPA, dostępna na stronie internetowej autora. Zaś dla TwoNav’a, fragment mozaikowej mapy Polski o indeksie : POLAND_TOPO_14_09_333, dostępny bezpłatnie po zarejestrowaniu się na serwerze producenta programu.

Opublikowano Sport i turystyka | Komentowanie nie jest możliwe

Dziesiąta rocznica Niedzielnych Biegów Przełajowych – 27.11.2016 r.

plakat_10r_minNiemal dokładnie 10 lat temu, w niedzielne ciepłe i słoneczne popołudnie 26 listopada 2006 roku, Jacek Chudy zaprosił zainteresowanych aktywnym wypoczynkiem do wspólnego pobiegania, bądź spacerowania leśnymi ścieżkami. Odnotowaliśmy to wydarzenie na klubowym blogu, aktywnie w nim uczestnicząc. Tutaj można zobaczyć kilka fotek, które je udokumentowały. Później coniedzielne spotkania wpisały się w rytuał świątecznej rekreacji i trwały przez lata, co między innymi dokumentują archiwalne wpisy (link, link , link, link,)  Chciałoby się powiedzieć, że trwają do dzisiaj, choć obecnie mostek na „czarnej drodze” nie jest zbyt licznie odwiedzany w niedzielne południe. Trochę szkoda tamtych gromadnych, towarzyskich i przyjacielskich spotkań, ale łatwo dostrzec w rożnych, czasem odległych miejscach, że dawna pasja do aktywnego wykorzystania wolnego czasu nie wygasła. Wręcz przeciwnie, dzięki doświadczeniu zebranemu przed laty, owocuje radością z dobrego samopoczucia, zdrowia i pokonywania kolejnych barier. Przez te minione dziesięć lat Blachownia stałą się miejscem przyjaznym dla biegających i spacerujących z kijkami. Wcześniejsze zdziwienie, czy ironiczne gesty kierowane w stronę amatorów joggingu, lub nordic-walking,  zamieniły się w ciekawość, a nierzadko i w chęć zmierzenia się z nowym wyzwaniem. Nie byłoby jednak tak masowego odzewu i dobrego klimatu dla aktywnej rekreacji, gdyby nie Jacek Chudy – jego pasja i osobowość.  To on zdołał nas oderwać od telewizora, poobiedniej sjesty, grilla, wygodnej kanapy. Obiecał sobie i tym, którzy w 2006 roku w kampanii wyborczej poznali jego program, że stworzy warunki dla masowej, aktywnej rekreacji. Dla każdego, który tylko będzie chciał w tym projekcie uczestniczyć. Słowa dotrzymał. A to, co wydarzyło się później, przerosło nawet ówczesne marzenia. Choćby Przełajowa Ósemka, lub liczne grono maratończyków, zaczynających truchtać na leśnej pętli, którą spustoszyła nam wichura w 2009 roku. Mimo różnych zrządzeń losu, Jacek jest wciąż z nami, pomagając i inspirując. Nie szczędzi wysiłków, pomysłowości i czasu, by Blachownia, jej mieszkańcy i goście odkrywali piękno zakątków gminy, a przy tym regenerowali siły, aktywnie wypoczywając. W czasie tego jubileuszowego spotkania mieliśmy okazję mu podziękować. Za pracę, pomysły i wyrzeczenia, którym nierzadko musiał sprostać. Po to, byśmy mimo upływu czasu, nie patrząc w metrykę, mieli wciąż coraz to nowe cele do zdobywania. Byśmy mogli cieszyć się z życia i bliskości drugiego człowieka. Dlatego w tą jesienną, listopadową niedzielę, znów razem ruszyliśmy pobiegać lub pospacerować po leśnej części ósemkowej trasy, by chwilę później  pobiesiadować przy ognisku. Powspominać minione lata w towarzystwie przyjaciół z Częstochowy, Kłobucka, Lublińca, Żarek, zdając sobie sprawę, że tworzymy liczną społeczność ludzi bliskich duchem i zamiłowaniem do aktywnego życia. Przekonaliśmy się po raz kolejny, że spoiwem tych związków i zaczynem naszych działań na biegowych trasach była inspiracja płynąca płynąca od obecnego prezesa OSiR-u. Mając tę świadomość, jakże miło było usłyszeć skierowane między innymi do nas słowa, gdy pośród instytucji i osób, które w ciągu tych dziesięciu lat wspierały i uczestniczyły w dziele popularyzacji masowej rekreacji, został wymieniony Katolicki Klub Turystyki Aktywnej. Zostaliśmy uhonorowani okolicznościową plakietką, za co serdecznie dziękujemy. Z przyjemnością wracać będziemy pamięcią do tego spotkania, z którego przebiegiem można zapoznać się przeglądając zdjęcia zamieszczone w galerii.

nbp_10r__min

Opublikowano Informacja, Sport i turystyka | Komentowanie nie jest możliwe

Pograniczem Beskidu Śląskiego. Z Trzyńca do Goleszowa – 12.11.2016 r.

Kontynuując jesienne wędrówki po Beskidach, wyruszyliśmy w dobrze znany i odwiedzany już przez nas rejon Czantorii, ale tym razem nie z okolic Ustronia, ale z czeskiego Trzyńca. Spacer miał początek na północno-wschodnich obrzeżach tego miasta, w dzielnicy Leszna Dolna (Dolni Listna), by chwilę później schodząc z asfaltowej drogi podejść w kierunku wzniesienia Mały Ostry (mapa tutaj – przeglądając mapę proszę wybrać opcję nawigacyjną „View Fullscreen”). Dalej podążaliśmy czerwonym szlakiem aż do żółtego, który krótkim podejściem prowadził na grzbiet Wielkiej Czantorii, w okolice schroniska Cantoryje. Niestety na tym obszarze, wchodzącym w obręb rezerwatu przyrodniczego,  zmieniono w stosunku do prezentowanej mapy  przebieg szlaku czerwonego, a niebieski został przeznakowany na żółty. W sumie te zmiany wydłużyły podejście, ale pozwoliły mimo mgły cieszyć się widokami zimy, jakich tak niżej, jak i u nas jeszcze nie mogliśmy doświadczyć. Ze schroniska, które trafniej opisuje miejscowe określenie, nazywając je „chatą”, a jej gospodarz tropi turystów z własnym prowiantem  niczym ZOMO „bibułę” w pamiętną , grudniową noc, skierowaliśmy się za znakami czarnymi grzbietową, tzw. Ścieżką Rycerską, idąc przez Małą Czantorię do Podlesia, skąd nie zmieniając koloru oznakowania szlaku przez Przełęcz pod Tułem, Rezerwat Cisów, okolice zamku Czelów, kamieniołom Kanada doszliśmy do centrum Goleszowa, gdzie oczekiwał autobus. Trasa liczyła nieco ponad 25 km, przy sumie podejść 1 267 m. Sugerowany czas przejścia szacowany na ok 6,5 godziny okazał się realny. Szczegóły tutaj.

Łagodniejszy i trochę krótszy, choć niestety mniej interesujący, był wariant przejścia łącznikowym, żółtym szlakiem z przysiółka Góra do Podlesia, omijając w ten sposób masyw Czantorii. Taka opcja skróciła długość drogi do około 21 km, a czas przejścia o ok 1,5 godziny, przy sumie podejść wynoszącej 805 m. Szczegóły tutaj.

Mimo dość trudnych, już prawie zimowych warunków i mglistej, wilgotnej pogody, udało się zamienić listopadowy, szary dzień w aktywną, niebanalnie spędzoną sobotę, co dokumentują fotografie zamieszczone w autorskich galeriach, do obejrzenia których zapraszam.

trzyniec__min  Ostatni tegoroczny wyjazd w góry, prowokuje do kilku słów podsumowania tego minionego czasu. Tym bardziej, że to już dziesiąty, jubileuszowy rok od pierwszej wycieczki na Turbacz, która była firmowana projektem KKTA. Przez ten czas zrodziło się wiele nowych znajomości i przyjaźni. Z sentymentem wspominamy tych, z którymi z rożnych powodów od wielu lat nie wędrowaliśmy. Wciąż mając nadzieje, że znów zobaczymy ich twarze i wdamy się w serdeczną jak niegdyś rozmowę. W ich miejsce, pojawiają się wciąż nowe osoby, by po chwili stać się bliskim towarzyszem i przyjacielem w górskim wędrowaniu. To cieszy, że spotykamy ludzi o podobnej nam wrażliwości i potrzebie kontaktu z pięknem natury, mimo włożonego wysiłku, a nierzadko ogromnego samozaparcia. Dzielimy się doświadczeniami i służymy pomocą. Mnie oprócz tych spostrzeżeń ogromnie raduje coraz liczniejsza obecność w naszej grupie ludzi młodych. Ich pogoda ducha, ciekawość świata, otwartość, a nierzadko fantazja i młodzieńczy optymizm, pozwalają nie odczuwać tak ciężaru wieku i przeróżnych obciążeń, kumulujących nasze troski. Odwzajemniamy się – jeżeli nie dość skutecznie, to nad tym popracujemy -  pomocą, dobrym i ciepłym słowem i żeby nie być górnolotnym, jakąś miarą turystycznego autorytetu.  To ostatnie pole zachowań, każe wrócić do zrodzonej przed dziesięciu laty idei, która tworzyła KKTA w poszanowaniu dla rożnych ludzkich zachowań, ideologii i przekonań, w myśl zasady, że różnorodność czyni świat ciekawym i pięknym, ale powinna przy szacunku i tolerancji odmiennych postaw, wyzwalać mechanizmy samokontroli, by sprostać oczekiwaniu większości do przyjemnego, radosnego spędzenia dnia, wychodząc naprzeciw kanonom aktywnej turystyki. Wyznając słuszną zasadę, że wszystko co z „Bożego Ogrodu” jest darem dla człowieka, warto pamiętać, o mierze każdego dobra. Nie chciałbym, podnosząc ten watek być tak purytański jak oczekiwania stawiane uczestnikom wycieczek PTTK, ale proszę, szczególnie osoby wybierające się z nami po raz pierwszy, o roztropność w ilości alkoholowych przysmaków. Bo młodsi na nas patrzą, kultura słowa ubożeje, kontakt z rzeczywistością może być mało klarowny,  a pewne idee, o których wspomniałem wyżej, chcielibyśmy podtrzymywać. Nie pisze tego po to, by kogokolwiek eliminować, czy krytykować, ale uznałem, że muszę się podzielić refleksjami wsłuchując się w opinie, które ostatnio do mnie dotarły. Nie wszystko dostrzegam siedząc przy kierowcy, więc w ten sposób pozwolę sobie wyrazić swoje zdanie. A przy okazji, wspominając o Częstochowskim Oddziale PPTK, jestem pełen uznania jego dorobku w dziele propagowania masowej turystyki. Tej górskiej i o ile wiem, nie tylko. Serdecznie pozdrawiam osoby zaangażowane w organizacje wyjazdów, życząc im, by nie tracili wiary w to co robią, bo dzieło jest piękne. Może kiedyś szlaki naszych wycieczek skrzyżują się na jakimś szczycie, czy w dolinie i będzie to spotkanie ludzi bliskich duchem, a nawet więcej, gdyż przecież wielu z naszych klubowiczów uczestniczy w przedsięwzięciach PT-ku.

A tymczasem czekamy na zimę. Patrząc co przyniesie, będę myślał o wyjeździe w którąś z dwóch ostatnich sobót stycznia. Pewnie w jakiś niezbyt odległy zakątek i na szlaki, którymi będzie się dało pospacerować. Uciesze się z nowych propozycji, dorzucając je już do tych, które dostałem od Michała, Radka, Marka, Agnieszki. Czytaj dalej

Opublikowano Sport i turystyka | Komentowanie nie jest możliwe

Jesienny spacer w Gorce – 22.10.2016 r.

Mając nadzieję na powrót dogodnej dla wędrówek pogody zaproponowałem, by wybrać się na jesienny spacer w Gorce. Bywaliśmy już w tej niewielkiej górskiej krainie tak wiosną, jak i jesienią. Jesienne wyprawy,  jak choćby ta z 2010 roku pozostawiła w pamięci obrazy malowane czerwienią buków, żółtymi dywanami opadłych liści i złotą barwą październikowego słońca. Te spacery nawiązywały również do kolejnych papieskich rocznic, które zbiegały się zarówno w czasie, jak i w miejscach przez nas odwiedzanych. Z nadzieją, że i w tym roku podobnie zapamiętamy tę wycieczkę, wyruszyliśmy z Nowego Targu, z dzielnicy Kowaniec na parking pod Kułakowym Wierchem, w jednym z przysiółków Obidowej. Spoglądając na mapę możemy prześledzić pokonaną trasę, liczącą około 22,5 kilometra (raport z programu do nawigacji GPS tutaj) i mającą swój początek na pętli autobusowej nieopodal kościoła parafialnego p.w. M.B. Anielskiej. Stamtąd wyruszyliśmy szlakiem zielonym na Turbacz, skąd przechodząc na czerwony pod Czołem Turbacza, dotarliśmy do schroniska Stare Wierchy.  Z tego miejsca szlak niebieski doprowadził nas do obszernego zajazdu, stacji paliw i parkingu przy „zakopiance”, gdzie przy wieczornym zmroku spacer dobiegł kresu. Tym razem nie było możliwości wyboru wariantów przejścia, gdyż wydawało się, że trasa jest do pokonania dla wszystkich (720 m podejść; profil tutaj), a dwa schroniska po drodze dodatkowo uatrakcyjnią wspólnie spędzony dzień. Sugerowany mapą czas przejścia, bez pobytu w schroniskach, był szacowany na ok 5,5 godziny. Te optymistyczne założenia zostały istotnie zweryfikowane przez zastane warunki. Co prawda pogoda nie sprawiała kłopotu, ale zalegające na szlakach błoto, skutecznie utrudniało i opóźniało wędrówkę.  Jednak słoneczne popołudnie i wieczór, wynagrodziły te trudy pięknymi widokami jesiennych Gorców i zaśnieżonych już tatrzańskich turni. Można więc było podsumować, że  kolejny gorczański spacer zaoferował interesującą porcję wrażeń, wspartych wspomnieniami z wcześniejszych pobytów w tej krainie. Tymi miłymi, jak obserwacje barwnej jesieni i smutnymi, gdy dostrzegliśmy w izbie pamięci schroniska pod Turbaczem informację o śmierci księdza Kazimierza Krakowczyka – opiekuna kaplicy M.B. Królowej Gorców, którego przed laty mieliśmy przyjemność poznać. Czas upływa, ludzie odchodzą, a pamięć pozostaje. Czasem warto ją wesprzeć obrazem, dlatego zapraszam do autorskich galerii fotografii, dokumentacyjnych wycieczkę.

gorce__2016__min

Czytaj dalej

Opublikowano Sport i turystyka | Komentowanie nie jest możliwe