Wycieczka rowerowa : Pludry – Blachownia, 15 maj 2010 r.

Konwalie, ścielące się dywanem białych kwiatów. Gdzieniegdzie, dla urozmaicenia – granatowy barwinek. Wszystko w cieniu ponad stuletnich drzew, przesłaniających zrujnowaną bryłę budynku. Niegdyś służył jako cmentarna kaplica. Dziś trudno byłoby z wnioskować o tym przeznaczeniu, chyba, że odnajdziemy to, co skrywa konwaliowa zieleń. A pośród niej, obrosłe mchem nagrobne kamienie. Na pozór szare i nieciekawe. Przyjrzawszy się bliżej można dojrzeć rzędy liter. Jeszcze bliżej, a litery układają się w słowa. Gdy uda się usunąć mech i brud gromadzący się przez dziesiątki lat na szorstkim kamieniu, znający język niemiecki przetłumaczą te epitafijną lirykę. „ Za dnia otacza mnie Jego miłosierdzie, nocą wypoczywam w Jego ramionach. Tak Jezu, pod Twą opieką śpi się bezpiecznie, ufnie i dobrze. Więc odpoczywaj w zacisznym spokoju, który też w śmierci me serce kocha. Ach zbyt wcześnie odszedłeś, rozłąka głęboka nas zasmuca. Lecz taki był plan Najwyższego, a jego plany są dobre” (tłumaczenie : „Niedzielne wycieczki rowerowe” – A. Siwiński).

pl_bl_min

Kto trafi na ten zapomniany cmentarz? Krewni, spoczywających w tej ziemi? Chyba też odeszli, lub wojenna zawieruch rzuciła ich w dalekie światy. Jest jednak jeden, jedyny grób, z drewnianym krzyżem, który przeczy tej tezie. Więc ktoś pamięta. Pamięta wnuczka, a imię pochowanej tutaj kobiety i fragment losów jej życia zna niemal każdy z nas. Któż nie słyszał piosenki ; „Poszła Karolinka do Gogolina”. Tak, właśnie stoimy nad grobem Karolinki, o życiu której barwnie i interesująco opowiada jej wnuczka (link do reportażu Dziennika Zachodniego). A gdzie Karliczek ?. Tutaj go nie znajdziemy, ale życie lubi zaskakiwać. To właśnie on, w pierwszych latach XX wieku wyznaczył miejsce na ten ewangelicki cmentarz i był niejako jego fundatorem. Dziś prochy Karliczka kryje ziemia przodków. Gdzieś pod czeską Pragą. A my, poznajemy ciekawe losy niespełnionej miłości, ludzkich namiętności i skomplikowanej historii, jaka towarzyszyła zamieszkującym tereny dawnego polsko-niemieckiego pogranicza. Zdawałoby się, że Blachownia jest tak daleko. Wystarczy jednak dojechać pociągiem do stacji Pludry, albo rowerem kilkadziesiąt kilometrów i jesteśmy niemal na miejscu. Opisywany cmentarz znajduje się na pograniczu wioski Bzinice, przez która poprowadziliśmy naszą rowerową wycieczkę. Krążąc po nie obciążonych ruchem samochodowym drogach i wyszukując mijane „ciekawostki”,  pokonaliśmy niespełna 70 kilometrów. Można było znaleźć krótsze, leśne ścieżki, ale po kilkudniowych opadach i pierwszej próbie pokonania takiej trasy, zdecydowaliśmy trochę drogi nadłożyć. Z powodzeniem, gdyż w ten sposób staliśmy się bogatsi o kilka nowych spostrzeżeń. Ale po kolei. Przebyty szlak  dostarczył wielu wrażeń. Wędrując nim, z Bzinic trafiamy do Gwoździan, w których warto odwiedzić i poznać dzieje drewnianego kościółka z XVI wieku, oraz pałacu dawnych właścicieli miejscowego majątku. Później przywitała nas Ciasna, od niedawna połączona wygodną dla rowerów asfaltową drogą z Pawełkami. To w naszym kierunku, więc z powodzeniem testujemy ten skrót. Dalej równie przyjazny szlak różaneczników prowadzący do rezerwatu rododendronów. Ciekawe, jak się ma po zimie. Pierwszy rzut oka i widać przy ogrodzeniu sterty połamanych pędów i gałęzi. Z platformy widokowej obraz jest jeszcze smutniejszy. Krzewy prawie nie mają zawiązków kwiatowych. Może to wina lodowej okiści. Tak, czy inaczej, w tym roku to piękne miejsce w porze kwitnienia różaneczników, będzie o wiele mniej okazałe. Podobny nastrój ogarnia nas w rezerwacie cisów – w Łebkach. Tutaj też zastajemy połamane konary. Co więcej, ogarnięte jakąś chorobą lub leśnym szkodnikiem cisy umierają. Przyroda będzie walczyć o przetrwanie, ale człowiek powinien przyjść jej z pomocą. Zajrzymy tu niebawem, by się przekonać, czy tak się dzieje. Na drugim krańca lasu – Jezioro, z pięknym torfowiskowym użytkiem ekologicznym. Cieszy oczy dobry stan tego miejsca i kwitnące krzewinki bagna. Tutaj zima nie poczyniła wielkich szkód. Te zaś, towarzyszą nam wzdłuż leśnej drogi z Cisia. Aż do samej Blachowni. Trzeba będzie sporo czasu i wysiłku, by uprzątnąć leżące gałęzie i usunąć przełamane w pół martwe sosny. Takie obrazy wyzwalają refleksje o mocy przyrody i bezradności człowieka wobec jej wyroków. Więc, tym bardziej szanujmy i chrońmy to, co zdołamy ocalić. Czy to będzie zielony konar dębu, czy świadomość tożsamości kulturowej, narodowej, rodzinnej.

Share Button
Ten wpis został opublikowany w kategorii KKTA z euronet.net.pl, Starsze wpisy. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz