W homilii przed Wadowicką Bazyliką ojciec święty Jan Paweł II, z rozrzewnieniem wspominał lata młodości i towarzyszące im górskie wycieczki. Podnosząc wzrok ponad dachy okalające rynek, przy gorącym aplauzie wiernych, wymieniał okoliczne wzniesienia i miejscowości. Dziś, gdy nie ma Go wśród nas, miejsca, które odwiedzał, kuszą ciekawością i zapraszają. Są równie piękne jak dziesiątki lat temu a pamięć o naszym papieżu wyzwala dodatkowe zainteresowanie. Dobrym czasem dla takiego spaceru, jest październikowy, Papieski Tydzień. Wspomnienie początków pontyfikatu. Towarzyszący temu jesienny koloryt, strojący przyrodę w złoto-czerwone barwy, stwarza dodatkowo niepowtarzalny klimat.
Modlitwą u stóp chrzcielnicy, która była świadkiem pierwszego sakramentu Karola Wojtyły, rozpoczęliśmy kolejną w tym roku górska włóczęgę. Z nieodległego od Wadowic Krzeszowa szlak prowadził na wzgórze zwane przez lata Jaworzyną, które od 1982 roku jest znane jako Groń Jana Pawła II. Na szczycie, ponad schroniskiem, urokliwa kaplica, kalwaryjskie ścieżki i na każdym kroku świadectwa papieskiej miłości do wadowickiej i polskiej ziemi oraz ślady przywiązania rodaków do Karola Wojtyły i jego nauki. Nie najważniejsze są frazesy, ciekawość i dziennikarska powierzchowność, snująca sensacyjne wątki ze wspomnień o papieżu, ale wrażliwość na Jego słowo i przekaz o relacjach między człowiekiem a Bogiem, który nam pozostawił. Takie miejsca, jak to, na Groniu, wyostrzają świadomość i pozwalają krytycznie spojrzeć i przed i za siebie. Po górach chodzimy też po to, by w wysiłku i zachwycie nad pięknem świata, uchylić drzwi sumienia. Zajrzeć w głąb duszy, porozmawiać ze sobą. Dobrą chwilą takiego dialogu jest samotność. Jednak, gdy obok stanie człowiek, którego serce zabije podobnym rytmem, świat staje się bardziej kolorowy i życzliwy. Dźwięk liturgii mszalnej przywołał nas spod schroniska pod kaplicę na szczycie. A tam liczna grupa biegaczy kończyła mszą świętą ostatni etap sztafety, wpisanej w uroczystości rocznicowe. I znów przy ołtarzu spotkaliśmy ludzi sobie bliskich. Tak jak przed dwoma miesiącami na pobliskim Jałowcu, tak teraz, przypadek buduje interesującą scenerię. W chwilę potem, kolejne zamyślenie. Przepiękna panorama na Beskidzkie szczyty, roztaczająca się z Leskowca. To niespełna tysiącmetrowa góra leżąca w paśmie Beskidu Małego. Spoglądając na południe horyzont zamykają majestatyczne Pilsko, Babia Góra, Polica. Dziś, przy pięknej, słonecznej pogodzie, dostrzegamy szczegóły ich zboczy. Z nostalgią spoglądamy w dal. Kiedy znów… ?. A ponad przełęczą Krowiarki, w zamglonym powietrzu rysują się gdzieś bardzo daleko strome granie. To Tatry. Ich zachodni łańcuch. Wspaniałe miejsce. Skapane w słońcu i ozdobione barwami beskidzkiej jesieni. Żal je opuszczać, ale czas nagli, bo do kresu dnia nie tak daleko a droga dość długa. I nic to, że miejscami błoto po nocnym deszczu wciągało w otchłań kałuż zmęczone nogi, bo ponad nimi czerwień buków, złoto klonów, brązy dębów ubarwiały wzgórza i pagórki w przepiękne kolorowe wyspy, których widok wynagradzał trudy wędrówki.
Po powrocie łatwiej było zrozumieć rzewne papieskie wspomnienia i słowa: „Tu w Wadowicach wszystko się zaczęło…”. Bo ta ziemia, ozdobiona owocami daru stworzenia, budzi ludzką wrażliwość, a człowieka stawia bliżej Boga.